Szedł powoli korytarzem, uważnie rozglądając się wokoło. Nie chciał spotkać jakiegoś ucznia. Wiedział, że skończyłoby się to niewygodnymi pytaniami typu: „Co ty tutaj robisz?” lub „Co cię tu sprowadza? Przecież skończyłeś Hogwart!”. Nie miał ochoty tłumaczyć się nikomu. Nie był w nastroju do „miłej” pogawędki z kimkolwiek.
Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył znajome drzwi. Podszedł do nich z pośpiechem i zapukał trzy razy. Odpowiedziała mu cisza. Zaklął pod nosem i pociągnął za klamkę. Zamknięte. Zresztą, nie powinien się dziwić, było już sporo po północy.
Próbując wymyślić jakiś w miarę etyczny sposób dostania się do środka, nie usłyszał zbliżających się kroków.
Dopiero kiedy poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu, odwrócił się gwałtownie. Za nim z lekko zniecierpliwioną miną stała dziewczyna z burzą brązowych loków na głowie. Uśmiechnął się do niej przyjaźnie, ale kiedy nie doczekał się od niej tego samego, poczuł się niepewnie. Mógł poczekać do rana i jutro powiedzieć jej o wszystkim.
— Co cię tutaj sprowadza, Harry? — zapytała Hermina ze zdziwieniem. Przyjrzała się przyjacielowi dokładniej, a kiedy nie zauważyła niczego niepokojącego, otworzyła drzwi i zaprosiła go gestem do środka.
— Muszę z tobą porozmawiać — powiedział Potter, siadając na swoim ulubionym fotelu przed kominkiem.
— O czym? Przecież widzieliśmy się wczoraj, a od tego czasu raczej nie wydarzyło się nic ekscytującego — odparła Gryfonka, patrząc na towarzysza ponaglająco.
Była niewyspana i nieznośnie bolała ja głowa. Cały dzień musiała użerać się ze Ślizgonami, którzy w niezwykle efektowny sposób postanowili umilić jej życie. Dopiero dziesięć minut temu skończył się szlaban ostatniego z żartownisiów, który — swoja drogą — był strasznie męczący. Nic więc dziwnego, że miała teraz wszystkiego dosyć. Mimo że nie powiedziałaby tego głośno, miała szczerą nadzieję, że Harry szybko sobie pójdzie.
— Zerwałem z Ginny — mruknął chłopak od niechcenia, spoglądając na przyjaciółkę błagalnie. Granger w jednej chwili poczuła, jak całe zmęczenie z niej ulatuje, a zastępuje je gniew pomieszany z niedowierzaniem.
— Co zrobiłeś? — wyjąkała.
— No… zerwałem z nią — odpowiedział, już mniej pewnie, niż wcześniej. Skulił się na fotelu, oczekując wybuchu złości ze strony Hermiony.
— Dlaczego?
— Tylko mi nie przerywaj, kiedy będę mówił. Dwie godziny temu w Norze zjawiła się Gabrielle. Wiesz, jaka ona jest. Zawsze chce być w centrum uwagi, uwielbia być adorowana. Do tego ten jej czar wili… Nie, nie dałem się — rzucił, widząc, że jego towarzyszka już otwiera usta. — Siedziałem z Ginny w kuchni, a ta głupia Francuzka przyszła do nas. Próbowałem nie zwracać na nią uwagi, zresztą nawet nieźle mi to szło, cały czas rozmawiałem z Gin. I wtedy to się stało. Gabrielle zapytała mnie, czy pójdę z nią do ogrodu. Odpowiedziałem, że oczywiście, że nie. Nie wiem, czy Ginny tego nie zrozumiała, czy usłyszała coś innego… W każdym razie wstała i z płaczem wybiegła na zewnątrz. Poszedłem za nią, żeby wyjaśnić to wszystko. Porozmawialiśmy… albo raczej to ona mówiła, a ja stałem jak ten palant, modląc się, żeby już skończyła. Wrzeszczała, że jestem kłamcą, że wystarczy pierwsza lepsza dziewczyna, żebym zaczął się ślinić. Stwierdziła, że ona już nie wie, co we mnie widziała, bo jestem „dwulicowym dupkiem, niewartym złamanego knuta”, egoistą myślącym tylko o sobie. Było tam jeszcze kilka epitetów, ale wolę ich nie powtarzać. Najgorszy jednak był koniec. Powiedziała, że robi jej się niedobrze od samego patrzenia na mnie, że mną gardzi i że mam jej dać spokój. Co miałem zrobić? Przytaknąć jej? Nie będę się poniżał. Spełniłem jej prośbę.
— Harry… — westchnęła Hermiona, patrząc na chłopaka ze współczuciem. Wiedziała, że Weasley’ówna jest porywcza i często mówi za dużo, ale teraz przeszła samą siebie. — Rozumiem cię doskonale. Sama też pewnie bym tak zareagowała, ale… może lepiej to przemyśl? Zawsze tworzyliście taką zgraną parę.
— Zawsze? W szóstej i siódmej klasie zgadza się, byliśmy nierozłączni. Jednak nie zauważyłaś, że kiedy skończyliśmy Hogwart, ja i Ginny zaczęliśmy się od siebie oddalać? Nie miała dla mnie czasu, tak, wiem — owutemy, ale chociaż w niektóre weekendy mogła znaleźć dwie godzinki. Widujemy się tylko podczas zebrań Zakonu i w święta. Co to za związek?
— Harry, związki na odległość też mają szansę powodzenia.
— Może i tak, ale tylko wtedy, gdy obie strony tego pragną. Ginny wolała iść do Hogsmade z kolegami z Gryffindoru, niż napisać mi datę i pójść ze mną.
— Nie przesadzaj, pewnie nie chciała zostawić Luny samej.
— Luna chodziła tam z koleżankami z Ravenclawu.
— Ja… nie dasz się przekonać, prawda? — zniecierpliwiła się dziewczyna.
Mimo że nie chciała przyznawać przyjacielowi racji, było sporo prawdy w tym, co mówił.Panna Weasley mało czasu poświęcała Potterowi. Często wręcz zbywała go jakąś głupotą. Nieraz Hermina kryła swoją przyjaciółkę, wmawiając Harry’emu, że Ginny ma dużo nauki i nie da rady się z nim spotkać. Prawda jednak była zupełnie inna — w tym czasie rudowłosa świętowała kolejne zwycięstwo Gryfonów, lub „urodziny” koleżanki. Może to lepiej, że zerwali — Potter nie będzie już cierpiał.
— Hermino, mogę cię o coś zapytać?
— Śmiało.
— Czy Ron jeszcze kontaktował się z tobą? — zapytał chłopak niepewnie.
Hermiona tylko jemu pokazała nieszczęsny list od Rona. Później trochę tego żałowała, bo Harry był gotowy iść i wygarnąć wszystko Weasleyowi. Na szczęście odwiodła go od tego pomysłu i udało jej się wymóc na nim przysięgę, że nikomu o tym nie powie.
— Nie. Nie widziałam go ani nie pisałam z nim od tamtej pory… to nawet lepiej. Nie potrafiłabym mu spojrzeć w oczy.
— To nie twoja wina! On sobie coś ubzdurał i nie powinnaś się tym przejmować.
— Ale, może gdybym go zapytała…
— Nie ma co gdybać. Czasu nie cofniesz — powiedział Harry, obejmując Hermionę ramieniem.
— Harry… Dobrze, że jesteś.
***
Drogi Sevciu!
Mam nadzieję, że udało mi się zdenerwować Cię już na samym początku. Masz rację, o to mi właśnie chodziło. Uwielbiam, kiedy się złościsz i żałuję, że nie mogę tego zobaczyć.
Ale teraz przejdę do rzeczy. Potrzebna mi Twoja pomoc. Pewnie zastanawiasz się, dlaczego nie powiedziałam Ci tego osobiście, ale miałam nagły wyjazd. Wrócę za jakieś dwa tygodnie, może wcześniej. Razem z Albusem musimy pomóc Madame Maxime i nie sądzę, żebyśmy szybko się z tym uporali. W każdym razie nie o tym miałam pisać.Przez te dwa tygodnie razem z Filusem będziecie decydować o ważnych dla szkoły sprawach. Nie ciesz się tak! To nie wszystko. Wiesz pewnie, że trzeba zorganizować wszystko na Bal Powitalny. Też uważam, że to głupota, ale Dumbledore nie odpuści. Wystarczy Ci na to tydzień. Zresztą, Hermiona Ci w tym pomoże. Już ją o to prosiłam i się zgodziła. Wiem, że sam zapomniałbyś o najważniejszych rzeczach, bo nie chodzisz na takie imprezy. Postaraj się zachowywać wobec panny Granger przyzwoicie. Słyszałam, że ostatnio niezbyt miło ją potraktowałeś. Nie, to nie ona mi o tym powiedziała. Jest zbyt dumna, żeby przyznawać się do takich rzeczy. Wiesz, że ona jest do Ciebie bardzo podobna? To samo spojrzenie na świat, ta sama głupia duma. Bylibyście świetną parą. No, przestań się już tak denerwować. Wiesz przecież, że żartuję. Ona jest inteligentna i nigdy nie poleciałaby na takiego dupka z lochów jak Ty. Dobra, dobra — nie jesteś dupkiem z lochów. Mylisz się, wcale z Ciebie nie drwię. Jakże bym śmiała robić coś takiego?
W każdym razie odpisz, czy się zgadzasz. Nie, nie masz wyboru. To polecenie służbowe i nie możesz odmówić
Minerwa
PS: Albus prosił, żebym Ci przekazała: „Nie marszcz tak brwi, bo zostanie Ci tak na zawsze”.
Severus z każdą linijką czytanego tekstu czuł narastający gniew. Zdenerwowała go prośba, a raczej polecenie McGonagall, ale powodem jego największej irytacji był fakt, że kobieta zna go na wylot. Doskonale wiedziała, w których momentach wzbudzi jego złość, a w których uśmiech.Jak to się stało? Przecież nie dopuszczał do siebie ludzi na tyle, żeby byli w stanie go poznać, a tym bardziej zrozumieć. Jednak jej się udało.
W pewnym sensie mężczyzna czuł nawet podziw wobec starszej koleżanki. Udało jej się coś, czego do tej pory nikt nie dokonał. Nie dość, że go przejrzała, to jeszcze potrafiła z nim wytrzymać.
Snape nie przyznałby się do tego nikomu, ale doskonale wiedział, że jest nieznośnym palantem, myślącym przeważnie tylko o sobie. Słyszał to nie raz. Nawet Lily mu to kiedyś powiedziała.
Spojrzał ponownie na list i uśmiechnął się złośliwie. Niedoczekanie. Owszem, zorganizuje ten głupi bal, ale nie zamierza być miły dla tej idiotki Granger. Uprzykrzy jej życie na wszystkie możliwe sposoby.
***
— Nie wydaje ci się, że postąpiliśmy wrednie wobec niego? — zapytała ciemnowłosa kobieta, patrząc na swojego towarzysza z nutą niepewności.
— Nie, nie wydaje mi się. Potrzeba mu trochę odmiany i towarzystwa kogoś równie wygadanego, jak on — odpowiedział pewnie mężczyzna, puszczając oko do brunetki.
— Oni się pozabijają. Mogłeś odwołać ten głupi Bal Powitalny, kiedy dowiedziałeś się o naszym wyjeździe.
— Dzieciom należy się jakaś rozrywka; mówię tutaj także o naszym drogim Severusie — roześmiał się Dumbledore.
— Może i masz rację. Nadal jednak uważam, że po naszym powrocie znajdziemy dwa groby na błoniach.
— Masz tendencję do nadmiernego dramatyzowania, Minerwo. Znasz Snape’a jak nikt i wiesz, że nie zabije niewinnej dziewczyny, choćby nie wiem jak działała mu na nerwy. A o ile ja znam pannę Granger, to szybciej zamknie go w pokoju bez klamek, niż go zamorduje.
— Mam taką nadzieję. W każdym razie lepiej już o tym nie rozmawiajmy, bo wykraczemy jakieś nieszczęście…
— Jesteś czarownicą, a wierzysz w takie bzdury?
— Przezorny zawsze ubezpieczony. A skoro już mowa o przezorności, to co my mamy w ogóle do zrobienia?
— Madame Maxime wezwała nas na jakieś tajne zebranie. Później musimy udać się do Albanii i do Nurmengardu.
— Ale przecież…
— Wiem, kochana, wiem. Musimy odwiedzić mojego starego znajomego. Mniemam, że nie będzie to miła wizyta. Zresztą, nic w tym dziwnego. Nikt nie ucieszyłby się na widok swojego oprawcy.
— Albusie, nie jesteś żadnym oprawcą. Czyniłeś swoją powinność. Gdybyś nie wtrącił go do więzienia, teraz pewnie siałby równie wielkie spustoszenie, co Voldemort, albo — co gorsza — połączyłby z nim siły.
— Grindelwald? Szczerze w to wątpię. Myślę, że on w głębi duszy gardził Tomem. Prawdą jest, że był okrutny i żądny władzy, ale nie przesiąknięty złem do szpiku kości. Pogardzał tę najgorszą czarną magią. A czy Voldemort nie jest jej zwolennikiem? Pomyśl tylko o jego próbach stania się nieśmiertelnym.
— Z tym może i się zgodzę — powiedziała McGonagall z wahaniem — ale nie wmówisz mi, że Gellert nie był zwolennikiem czarnej magii. Przecież mordował i torturował niewinnych ludzi. Czy ktoś taki nie jest zły?
— Owszem, był, jest i zapewne zawsze będzie zły. Jednak nie może w swoim okrucieństwie równać się z Tomem.
— Nie broń go!
— Nie bronię go. Przyznaję, kiedyś byliśmy przyjaciółmi, ale to się zmieniło. Nie podzielam jego światopoglądu, potępiam jego postępowanie. Minerwo, zrozum, że czarne nie zawsze jest czarne. Wystarczy spojrzeć na Severusa. Wszyscy uważają go za okrutnika, jednak prawda jest zupełnie inna. Mało kto próbuje zrozumieć, dlaczego on zachowuje się teraz tak, a nie inaczej. — Nie chcesz mi chyba powiedzieć, ze Grindelwald miał powody do tego, żeby stać się „drugim najstraszliwszym czarnoksiężnikiem wszechczasów”? W to nie uwierzę.
— Ależ moja droga! Nigdy nie powiedziałem i nie powiem czegoś równie bezsensownego. Wybacz mi, ale musimy przerwać naszą pasjonującą rozmowę, bo zaraz odlatuje nasz świstoklik. Na trzy. Raz, dwa, trzy!
______________________________ Dziękuję za wszystkie komentarze, cieszę się, że komuś ten blog się podoba. Dzięki Wam mam ochotę pisać. Cieszą mnie miłe słowa, jednak krytyka także jest wskazana — będę wiedziała co mam poprawić.
Dziękuje may jailer za sprawdzenie i poprawienie rozdziału. Jesteś niesamowita!;) Przy okazji chciałabym Ci jeszcze raz pogratulować tak dobrych wyników na maturze! Zdolniacha;)
I jeszcze jedno — kolejny rozdział powinien ukazać się niedługo — jest już nawet sprawdzony. Wyszedł jednak tak beznadziejny, że muszę coś do niego dopisać.