wtorek, 27 maja 2014

4. Przebudzenie

Brązowowłosa dziewczyna siedziała przy oknie, spoglądając na stojącego przed nią chłopaka ze zdumieniem. Nigdy nie przypuszczała, że to właśnie on przyjdzie ją pocieszyć. Zawsze swoje problemy i tajemnice powierzała Ginny. Jednak dzisiaj to w Harrym znalazła oparcie. W wiecznie roześmianym i beztroskim Potterze, który najczęściej rozmawiał o Quidditchu. Czyżby się tak zmienił? 
Hermiona przyjrzała się chłopakowi dokładniej, przypominając sobie ostatnie miesiące w jego towarzystwie. Nie sposób było zaprzeczyć, że czarodziej wydoroślał, stał się odpowiedzialny. Już nie szukał przygód i nie pakował się w każde możliwe tarapaty. Zrobił się także bardziej wyrozumiały i tolerancyjny. Nie oceniał ludzi według swoich dawnych uprzedzeń, czy ich przeszłości. Ważne dla niego było jak postępują teraz. Był zupełnym przeciwieństwem Rona. Może dlatego częściej potrafiła szczerze porozmawiać z Wybrańcem niż z własnym chłopakiem. 
 — Hermiono? Czemu się tak dziwnie na mnie patrzysz?
 — Wybacz Harry. Zamyśliłam się.
 — I pewnie mnie nie słuchałaś, tak? — zapytał z rozbawieniem czarodziej.
 — Mógłbyś powtórzyć?
 — Nieważne. Dlaczego tak nagle wybiegłaś z kuchni? Ron coś ci zrobił?
 — Och Harry… — wyszeptała Granger, przytulając się do zdumionego chłopaka. — Nie wiem, o co mu chodzi.
 — Uspokój się Hermiono — wymruczał Harry, przytulając dziewczynę mocniej i głaszcząc ja po głowie uspokajającym gestem. Kiedy poczuł, że dziewczyna zaczyna drżeć, powstrzymując się od płaczu, powiedział wprost do jej ucha: 
 — Nie przejmuj się jego gadaniem. Wiesz, jaki on jest. Mówi co mu ślina na język przyniesie, a później tego żałuje.
 — Tym razem było inaczej. Naprawdę — szlochała dziewczyna. Po chwili dodała, doskonale naśladując wyniosły, pełen złości głos Rona: — Nie dasz sobie rady. Nie przyjmuj tej posady.
 — Rzeczywiście trochę go poniosło — przyznał Potter ze smutkiem. Nigdy nie spodziewał się takiego zachowania po przyjacielu. Wiedział, że Weasley często zazdrości mu i Granger sukcesów, ale nie myślał, że do tego stopnia.
 — Myślisz, że on ma rację?
 — Jestem pewien, że nie. Znam cię od dziewięciu lat i mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że doskonale nadajesz się do tego stanowiska — powiedział chłopak pewnie. Po chwili namysłu delikatnie ujął podbródek dziewczyny i uniósł jej głowę, tak by spojrzała w jego oczy. — Jesteś najmądrzejszą czarownicą, jaką znam. Potrafisz doskonale przekazać swoja wiedzę innym. Dumbledore nie mógł wybrać nikogo lepszego na to stanowisko. Bez ciebie nie zdałbym SUM — ów, o OWTM — ach nie wspomnę. Dzięki tobie i twoim podpowiedziom Snape mnie nie zabił na lekcjach eliksirów.
 — Przesadzasz — odpowiedziała dziewczyna, uśmiechając się przez łzy.
 — Wierz mi, nie przesadzam.
 — Dobrze wiedzieć, że chociaż ty jesteś ze mną.
 — Lepiej zmieńmy temat — zaśmiał się Harry. 
 — Jak tak dalej pójdzie, to zaczniemy wygłaszać pompatyczne słowa o lojalności, wierności i zaufaniu.
 — Masz rację — parsknęła dziewczyna. 
 — Mogę cię o coś zapytać?
 — Pewnie — powiedział nieco zdumiony czarodziej.
 — Czy pomiędzy tobą a Ginny wszystko dobrze?
 — Aż tak widać?
 — Znam was na tyle, że wiem, kiedy coś nie gra. Coraz częściej jej unikasz. Nie patrzysz już na nią tak jak kiedyś.
 — Cóż… — zaczął Potter, siadając na łóżku.
 — Nie chcesz to nie musisz mówić.
 — Chcę. Muszę tylko pomyśleć… — zawahał się chłopak. Spojrzał uważnie na przyjaciółkę i widząc jej zachęcający uśmiech, kontynuował. — Rzeczywiście od pewnego czasu nam się nie układa. Ginny stała się bardzo zaborcza. Często robi mi sceny zazdrości o głupoty. Ostatnio wyzywała mnie od najgorszych, bo rozmawiałem z Luną. Nie rozumiem, o co jej chodzi. Próbuję nie dawać jej powodów do kłótni, ale ona i tak je znajduje. Nie zrozum mnie źle, zależy mi na niej, ale czasami mam jej dość.
 — Posłuchaj… — westchnęła Hermiona, siadając obok Harry’ ego. Spojrzała na niego uważnie, próbując odpowiednio dobrać słowa. Po chwili wahania zaczęła powoli: — Zależy jej na tobie, dlatego się tak zachowuje.
 — Nie rozumiem — odparł czarodziej, drapiąc się po głowie. Wyglądał w tym momencie jak wielki gnom, który napotkał ścianę i nie wie jak przez nią przejść.
 — Ona boi się, że cię straci. Próbuje za wszelka cenę odseparować cię od koleżanek. Chce w ten sposób zmniejszyć ryzyko.
 — Ryzyko?
 — Cóż… — mruknęła czarownica.
Czuła, że będzie musiała się sporo namęczyć, zanim jej przyjaciel zrozumie, o co jej chodzi. Uśmiechnęła się, patrząc na chłopaka jak na wyjątkowo tępego osobnika. Nie miała pojęcia w jaki sposób wyjaśnić mu to wszystko. Wiedziała, że chłopak czasami potrafi być bardzo mało domyślny. Ciężko jest mu wytłumaczyć nawet najprostszą rzecz, dotyczącą uczuć. Wielokrotnie musiała trzy razy dokładnie powtarzać jak mniej więcej pracuje mózg dziewczyny, żeby zrozumiał, że płeć piękna w ogóle ma mózg.
 — Powiesz mi czy nie? — warknął zniecierpliwiony.
 — W takim razie słuchaj uważnie, bo dwa razy nie będę powtarzać.

***

Obudził go potworny ból, rozrywający jego czaszkę od wewnątrz. Rozejrzał się dokoła, ale jedyne co zobaczył to nieprzenikniona ciemność. Ostrożnie pomacał podłogę, jednak wyczuł tylko śliskie kamienie. Gdzie on jest? Ostatnie co pamiętał to niebieskie światło, a później obudził się tutaj. Próbował wstać, ale coś trzymało jego nogi.
Wysilając wszystkie siły, nachylił się, mając nadzieję, że wyczuje co oplata jego kończyny. Kiedy dotknął kolan, poczuł się zmęczony i bezsilny. Położył się, marząc o ciepłym i suchym łóżku. Ona wiedziałaby jak się stąd wydostać. Z pewnością wymyśliłaby jakiś sposób. Brakowało mu Jej.
Nagle usłyszał jakieś szmery z boku, a po chwili ujrzał nikłe światło. Ogarnęło go przerażenie, przez które nie umiał jasno myśleć. Chciał się skulić, jednak jego ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Ostry ból przeszył mu bok, kiedy usiłując przesunąć się w bok, napotkał na ostry kamień.
 — Witam, witam — rozległ się szyderczy szept Malfoy’a. — Jak ci się podoba w moich skromnych progach? Miejsce, w którym się znajdujesz to podziemia mojego dworku. Wybudowano je specjalnie dla takich śmieci jak ty.
 — Pożałujesz… — wychrypiał więzień. Przy tym krótkim słowie gardło zapiekło mu jak palone żywym ogniem. Ile tutaj leżał?
 — Nie grozi się silniejszym od siebie. To taka mała zasada, której w obecnym położeniu powinieneś przestrzegać. Masz szczęście, że Czarny Pan cię potrzebuje, inaczej już dawno byś nie żył.
 — Czego chcesz?
 — Mówiłem ci już. Ja nie chcę niczego — odpowiedział Lucjusz, przyglądając się czarodziejowi z uwagą.
 — Więc co…? Co tutaj robię?
 — Zaraz się przekonasz… Czarny Pan chce cię widzieć — wysyczał blondyn, z satysfakcją obserwując grymas przerażenia na twarzy leżącego przed nim maga. Wiedział, że czegokolwiek chce Voldemort nie jest to nic miłego… Może, przy odrobinie szczęścia, czarnoksiężnik pozbędzie się niewygodnego ‘gościa’.
______________________________
Dziękuję za miłe komentarze i wszelkie rady! To dla mnie niezmiernie ważne. Co do szablonu, to jest on tak jakby przejściowy;) Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba i będziecie mnie odwiedzać!

poniedziałek, 26 maja 2014

3. Gniew Mistrza Eliksirów

— Minerwo powiedz, że to nie twój pomysł! Powiedz, że nie byłaś aż tak głupia, żeby zasugerować to Dumbledore’owi — krzyczał czarnowłosy mężczyzna, przechadzając się po gabinecie Opiekunki Gryfonów. 
Co jakiś czas przystawał, żeby rzucić kobiecie wściekłe spojrzenie. Jednak czarownica, ku jego niezadowoleniu, nic sobie z tego nie robiła. Siedziała wygonie w fotelu, popijając herbatę i przyglądała się czarodziejowi pobłażliwie. Wiedziała, że tym spokojem zdziała więcej niż wrzaskami i wyzwiskami. Nic tak nie działało na Severusa, jak brak reakcji na jego krzyki. 
 — Sev, uspokój się. Złość piękności szkodzi. 
 — Nie drażnij się ze mną! To twoja sprawka kobieto? 
 — A nawet jeśli? 
 — Wiedziałem — powiedział całkowicie zrezygnowany, opadając na najbliższy fotel. Minerwę zaskoczyła nieco ta zmiana zachowania, ale nie dała tego po sobie poznać. — Nawet ty przeciwko mnie. Wiesz przecież, że nie potrafię wytrzymać z ta przemądrzałą dziewuchą nawet pięciu minut.
 — Nie rozumiem cię — odparła swoim najbardziej obojętnym tonem. — Co ona ci przeszkadza? Przecież nie lubisz Pottera, a to jest Granger. Severusie, zrozum. Jest mądra i lubi przekazywać swoją wiedzę innym. Wytrzymała siedem lat z Ronaldem, więc da sobie radę z każdym idiotą.
 — Nie wątpię, że nie ma gorszego głupka od Weasley’a. Nie wątpię także, że wytrzyma z nim jeszcze dłużej. Tyle że ja z nią nie wytrzymam!
 — Nie musisz. Będziesz ją widywać tylko na posiłkach i na korytarzach — odpowiedziała kobieta, próbując się nie roześmiać. Panika i złość jej przyjaciela śmieszyła ją. Nigdy nie sądziła, że tak błahy powód wytrąci go z równowagi. — Przecież to tylko mała, bezbronna dziewczyna.
 — Mała może tak, ale nie sądzę, żeby była bezbronna.
 — Chyba mi nie powiesz, że boisz się Granger! — powiedziała z rozbawieniem. Mimo usilnych prób nie umiała powstrzymać śmiechu. Snape wyraźnie bał się byłej Gryfonki.
 — Zgłupiałaś do reszty? Ja się nie boję nikogo — odpowiedział wyniosłym tonem, robiąc pogardliwą minę. Przywodził on w tym momencie na myśl chłopca z oczami pełnymi łez, zarzekającego się, że wcale nie bolał go ten zastrzyk.
 — Sev nie zachowuj się jak rozkapryszony pięciolatek. Co ci szkodzi jej obecność w tym Zamku?
 — Minnie!
 — Dzisiaj ci się nie uda. Nie wiem, dlaczego tak boisz się biednej Granger, ale zamierzam to wykorzystać. Jeśli tylko ty będziesz uprzykrzać mi życie, ja szepnę kilka słów Dumbledore’ owi i wtedy, przez przypadek okaże się, że będziecie musieli razem organizować szkolną uroczystość. Wspólny dyżur też jest niczego sobie.
 — Wredna gryfońska jędza z ciebie — wysyczał i z łopotem szat wyszedł z Gabinetu McGonagall. 
Kiedy trzasnął drzwiami, kobieta roześmiała się w głos. Nigdy nie myślała, że wytrąci Severusa z równowagi. Zawsze potrafił doskonale ukrywać swoje emocje, otwierał się tylko przed nią, jednak nie zawsze. Nigdy nie widziała go zdenerwowanego do tego stopnia. Co ta dziewczyna mu zrobiła?

***


Harry spojrzał na swoją dziewczynę ze zdziwieniem. Co się z nią działo? Pierwszy raz, od kiedy ją znał nie chciała porozmawiać z Hermioną. Potter wiedział, że ostatnio ich stosunki są napięte, ale tego się nie spodziewał. 
Ginny stała przed nim z miną wyrażającą determinację i czekała na jego reakcję. Tylko co on mógł zrobić? Granger nie otworzy się przed nim tak jak by zrobiła to przed Weasley. Nie może jednak zostawić jej samej sobie. Przecież są przyjaciółmi. 
Wiele razy on potrzebował pomocy i Miona zawsze udzielała mu wsparcia. Zawsze w niego wierzyła. Mówiła mu, że dostanie się na kurs Aurorów, ćwiczyła z nim zaklęcia. Jak teraz mógłby się od niej odwrócić? Była dla niego jak siostra. Nie chciał jej zranić. Nie chciał też zmuszać Ginny do czegoś, na co nie miała ochoty.
 — Co się z wami ostatnio dzieje? Zresztą nie odpowiadaj, wole nie wiedzieć. Idę do niej.
 — Rób jak chcesz — odpowiedziała ruda ze złością i odeszła zostawiając chłopaka z mętlikiem w głowie. Co się z nimi wszystkimi dzieje?

***
Szedł powoli ciemną uliczką, rozglądając się na boki. Wiedział, że coś jest nie tak, jednak nie potrafił powiedzieć co. Z każdą chwilą czuł narastającą panikę i wszechogarniające zimno. Co się dzieje? 
Zaczął ostrożniej stawiać kroki. Co jakiś czas zatrzymywał się i rozglądał wokół, szukając źródła swojego strachu. Miał wrażenie, że jeszcze chwila i rzuci się do ucieczki, zostawiając swój cel daleko za sobą. Jednak nie mógł tego zrobić. 
Obietnica pchała go do przodu, nie pozwalając się cofnąć. Jeszcze tylko trochę, jeszcze parę metrów. Za chwilę zobaczy ten dom, wejdzie do niego i już będzie bezpieczny. Później tylko musiał zabrać tę księgę i mógł wracać. Musiał się uspokoić. Nic mu nie grozi. 
To tylko wąska mugolska uliczka. Nie ma tutaj nikogo, oprócz kilku starych żebraków. Przecież wszyscy poszli świętować otwarcie nowego szpitala. Nikt go nie obserwuje. A jeśli nawet, to co może mu zrobić? Tutaj są tylko mugole, których potrafi obezwładnić jednym prostym zaklęciem.
Z każdym kolejnym krokiem czuł coraz większy niepokój. Coraz częściej myślał o ucieczce, która wydawała się jedynym inteligentnym rozwiązaniem. Ciemność zaczęła gęstnieć i napierać na niego z każdej strony. Za sobą słyszał cichy szelest długiej szaty, jednak nie miał odwagi odwrócić głowy. Jeszcze dwa schodki i będzie bezpieczny. Nic już mu nie zagrozi. Powoli wyciągnął dłoń z różdżką, wyszeptał Alahamora i wszedł do środka. 
Ostrożnie zapalił światło i uśmiechnął się pod nosem. Nic się mu nie może stać. Odwrócił się, żeby zamknąć drzwi zaklęciem. Jednak w drzwiach zobaczył ciemnowłosą postać uśmiechającą się paskudnie i trzymającą różdżkę wycelowana w jego pierś. Później była już tylko ciemność. I cisza.

niedziela, 25 maja 2014

2. Zebranie Zakonu Feniksa

Hermiona siedziała na ciężkim, drewnianym krześle i rozglądała się po kuchni. Pomieszczenie zwykle tak małe, że ledwo mieściło rodzinę Weasleyów i kilku przyjaciół, dzisiaj wyglądało jak Wielka Sala. Zresztą, nie było w tym nic dziwnego — za godzinę miało się odbyć zebranie Zakonu Feniksa, a Nora była Kwaterą Główną. Jak nigdy dotąd, mieli przybyć wszyscy członkowie, którzy do niego należeli. Pannę Granger niezmiernie to cieszyło. Wreszcie będzie mogła zobaczyć swoich dawnych znajomych. Niektórych nie widziała od przeszło dwóch lat, czyli od momentu skończenia Hogwartu.
Zaraz po otrzymaniu wyników OWTMów, Harry, Ron i Hermiona udali się w poszukiwanie horkruksów. Czasami pomagał im Dumbledore, jednak zazwyczaj musieli radzić sobie sami. Dyrektor próbował przekonać wielu znakomitych czarodziejów do walki z Voldemortem, przez co w większości nie było go w Anglii. Trójka przyjaciół nie narzekała na ten brak opieki, doskonale rozumiała obecną sytuacje, poza tym zazwyczaj potrafili sami sobie poradzić. Tylko raz musieli wzywać staruszka, kiedy Rona pokąsała jakaś olbrzymia roślina. Może obyłoby się bez interwencji Dumbledore'a, gdyby nie idiotyczne zachowanie Weasley'a. Kiedy tylko to coś go użądliło, ten, w jakimś dziwnym amoku, postanowił ściąć łodygę rośliny. Nie pomyślał jednak, że może być na tyle silna, żeby odrzucić go kilkanaście metrów dalej i pogruchotać większość kości. Jak się później okazało, była to dziwna krzyżówka jadowitej tentakuli i diabelskich sideł. Gdyby nie natychmiastowe wezwanie Albusa, jej chłopak mógł już dawno nie żyć.
Kuchnia powoli zaczynała się zapełniać członkami Zakonu. Zostały tylko dwa wolne miejsca. Hermiona wtulając się w Rona, rozejrzała się dokoła. Harry siedział obok niej, obejmując Ginny ramieniem. Obok dziewczyny usadowiła się Luna, spoglądając na Harry’ego tęsknie. Panna Lovegood nie zwracała nawet uwagi na Neville'a i Deana, próbujących ją wciągnąć w rozmowę. Hermiona patrząc na Longbottoma, aż przetarła oczy ze zdumienia. Niezdarny, pulchny chłopak zmienił się nie do poznania. Dzięki misji, którą powierzył mu Dumbledore zmężniał i wydoroślał. Nie był już dzieciakiem, którym pomiatali Ślizgoni. Najbardziej jednak Hermionę zdziwił fakt, że trzymał on za rękę Parvati Patil, która wydawała się promieniować szczęściem. U jej boku jak zwykle siedziała Lavender Brown. Dalej rozsiadła się reszta rodziny Weasleyów, Remus, Tonks, McGonagall i Snape. Obok Snape’a z męczeńską miną usadowili się Cho i Seamus. Nic w tym dziwnego. Kto chciałby siedzieć obok człowieka, który przy każdym ich słowie syczy lub prycha?
Rozglądając się dalej Hermiona ze zdziwieniem odkryła, że w kuchni znajduje się jeszcze kilkunastu Puchonów, kilku Krukonów i Draco Malfoy. Harry mówił jej, że Ślizgon przeszedł na stronę Zakonu, jednak do tej pory nie mogła w to uwierzyć. Jak ktoś o jego charakterze i zapędach do okrucieństwa mógł tak nagle się nawrócić?
 — Witajcie moi drodzy! — usłyszała glos po prawej stronie. Kiedy tam spojrzała zauważyła Dumbledore'a w srebrzystej szacie. Stał on obok Molly i sądząc po minie kobiety, bezszelestne pojawienie się dyrektora wytrąciło ją nieco z równowagi. — Przepraszam za spóźnienie. Miałem kilka spraw do załatwienia. Jednak nie o tym mamy rozmawiać. Przejdę więc do rzeczy. Jak wiecie Draco i Severus szpiegują dla nas Voldemorta. Może zaczniemy od ich sprawozdania? Chłopcze? — powiedziawszy to spojrzał na Malfoya, który z obojętną miną podniósł się z krzesła. Wszystkie twarze zwróciły się w jego kierunku, a kiedy się odezwał głos miał równie beznamiętny, jak wyraz twarzy.
 — Ja w przeciwieństwie do Profesora Snape’a nie jestem tak blisko Czarnego Pana. Owszem, biorę udział we wszystkich spotkaniach, jednak o jego decyzjach dowiaduję się od znajdujących się bliżej niego Śmierciożerców. Niedawno jednak powierzył mi dość niespodziewaną misję. Muszę wraz z moją ciotką Bellą przekonać, nawet siłą, najważniejszych członków Zakonu do współpracy. Spisała sobie jakąś listę i to według niej mamy działać. Wiem, że są na niej nazwiska McGonagall, Lupina i Weasleyów. Mam także wyeliminować Granger i Weasleya. Potterem chce się zająć osobiście Czarny Pan — powiedziawszy to usiadł. Pozostali spojrzeli na siebie ze strachem i zaczęli szeptać między sobą. Tylko Snape pozostał niewzruszony, jakby od początku wiedział, że tak będzie.
 — Severus? — powiedział dyrektor, a wszyscy umilkli i spojrzeli na wywołaną osobę. Mężczyzna powstał i rozejrzał się po zebranych. Jego wzrok zatrzymał się na dłużej na Hermionie, jednak ta była zbyt przerażona, aby to zauważyć.
 — Draco ma rację — odparł swoim najbardziej neutralnym tonem. — Czarny Pan uważa, że zwycięży tylko wtedy, kiedy sam pozbędzie się Pottera. Chce go odciąć od przyjaciół, żeby pozostał bezbronny i osamotniony. Uważa, że Potter nie poradzi sobie sam, w co nie wątpię. Jeśli chodzi o listę, mam bardziej szczegółowe informację. Oprócz tych, których wymienił Draco są tam także: Longbottom, Lovegood oraz Brown. Jeśli chodzi o Weasleyów na liście Belli znajduje się cała rodzina. Największą wartość ma już wspomniany Ronald oraz Ginewra ze względu na wiadomą zażyłość z Potterem — uśmiechnął się ironicznie i spojrzał na Harry’ego z niesmakiem. — Niestety, nie udało mi się przekonać Czarnego Pana do darowania życia naszej, byłej już, nauczycielce Obrony Przed Czarną Magią. Jak wiecie wczoraj zaatakowali ją Śmierciożercy.
 — Jak możesz mówić o tym z takim spokojem?! Jesteś bez serca! — zawołała oburzona Hermiona ze łzami w oczach. Od dłuższego czasu słuchała przemowy swojego byłego Profesora ze złością. O śmierci mówił z taką obojętnością, że powodowało to dreszcze.
 — Zamilcz głupia dziewczyno. Nic nie rozumiesz, więc się nie odzywaj. I nie przerywaj mi kiedy mówię.
 — Niech pan nie nazywa Hermiony głupią! — odezwał się oburzony Ron. Już miał zacząć kłótnię, ale Harry położył mu dłoń na ramieniu w uspokajającym geście. Mistrz Eliksirów spojrzał na przyjaciół z ciekawością, a po chwili prychnął i kontynuował swoją wypowiedź.
 — Niestety nie byli oni litościwi. Torturowali ja i po wszystkim zabili ją Avadą. Wykonawca wyroku byla Bella.
 — Dziękuję Severusie. Harry proszę, powiedz wszystkim o misji, którą Wam powierzyłem.
 — Jak wiecie, przez ostatnie dwa lata z przerwami, próbowaliśmy osłabić Voldemorta jak tylko się dało. Nie mogliśmy go pokonać, ponieważ stworzył on horkruksy — kiedy Harry to powiedział, twarze zebranych wykrzywił grymas strachu i obrzydzenia. Wszyscy wiedzieli, że Czarny Pan jest zły, ale nikt nie przypuszczał, że tak bardzo. Nic do tej pory nie wstrząsnęło nimi tak, jak to jedno zdanie, które wypowiedział Wybraniec.
 — Ile? — spytał słabym głosem Lupin.
 — Siedem — jedno krótkie słowo zmroziło wszystkich zebranych.
Zapanowała cisza, przerywana cichymi szlochami bądź słowami „nie do wiary”, „niemożliwe”. Tonks łkała wtulona w Lupina, bliźniacy wyglądali, jakby mieli zaraz zwymiotować. Luna i Cho zastygły z wyrazem niedowierzania i zgrozy na twarzach. Draco i Ginny zbledli i poruszali ustami, wymawiając bezgłośnie, jak jakieś zaklęcie kilka słów: „siedem… aż siedem…”’. Tylko Snape rozglądał się wokoło z wyrazem zadowolenia na twarzy. Wyglądał tak jakby panika zebranych w kuchni osób cieszyła go i dodawała mu otuchy.
 — Większość, bo aż cztery udało nam się zniszczyć — kontynuował Harry, kiedy już wszyscy uspokoili się na tyle, aby go dalej słuchać. — Voldemort ukrył je bardzo dokładnie i nie powiedział o nich nikomu. Nie ma się czym martwić, ponieważ wiemy gdzie znajdują się pozostałe. Niedługo je zniszczymy, a wtedy będzie można pokonać czarnoksiężnika — usiadł i uśmiechnął się do swojej dziewczyny, próbując tym ukoić jej nerwy.
 — Harry ma rację. Nie musicie się martwić. Mamy przewagę, ponieważ Voldemort nawet nie przeczuwa, że mogliśmy odkryć jego tajemnicę — powiedziała Hermiona, a wszyscy zwrócili się w jej stronę. Uśmiechnęła się uspokajająco i wtuliła się mocniej w Rona, szukając w jego ramionach bezpieczeństwa.
 — Jak sami widzicie, panika jest tutaj zbędna. Pragnę przedyskutować tutaj jeszcze jedna rzecz. Jak już powiedział Severus, Śmierciożercy zamordowali Amelię. Musimy znaleźć kogoś na jej miejsce. Długo się wczoraj nad tym zastanawiałem, ale na całe szczęście Minerwa przyszła mi z pomocą. Na samym początku myślałem o Harrym, jednak mam dla niego inne zadanie, które wyjaśnię mu przy najbliższej okazji — spojrzał na Wybrańca z powagą, a ten skinął głową na znak zgody.
W pomieszczeniu znów rozległy się szepty. Wszyscy byli pewni, że to Potter dostanie tę posadę.
 — Hermiono, chciałbym cię prosić, abyś została nową nauczycielką Obrony Przed Czarną Magią — kontynuował. Prośba ta, jak Dumbledore się od początku spodziewał, wywołała mieszane uczucia. Hermiona promieniała radością, Molly Weasley i Harry Potter — dumą, a Snape wyglądał jakby miał zaraz kogoś zabić. Widząc jego minę, Minerwa nachyliła się do niego i powiedziała cicho:
 — A mówiłam, żebyś nie szedł.
 — Przecież wiesz, że nienawidzę Świętej Trójcy! — wysyczał ze złością.
 — Czyżby? Myślałam, że ich uwielbiasz — to przeważyło miarę. Mężczyzna wstał i z łopotem szat wyszedł z pomieszczenia, by deportować się na zewnątrz. McGonagall uśmiechnęła się tylko tryumfalnie i pokazała dyrektorowi, aby kontynuował.
 — Więc jak Hermiono?
 — Oczywiście dyrektorze! Będę zaszczycona — powiedziała z zapałem, którego dawno nie było u niej słychać.
Wtuliła się w swojego chłopaka, oczekując gratulacji, ale nic takiego się nie stało. Podniosła powoli głowę i oniemiała. Ron był cały czerwony i patrzał na Albusa ze złością. Granger poczuła się jakby uleciało z niej całe szczęście. Jednak najgorsze były dopiero ciche słowa Weasleya wypowiedziane prosto do jej ucha: „Hermiono nie przyjmuj tej posady. Nie poradzisz sobie.”. Tych słów nigdy się nie spodziewała po swoim ukochanym. Wiedział on dobrze, że posada w Szkole Magii i Czarodziejstwa jest jej marzeniem.
Od zawsze chciała uczyć i nie zamierzała z tego zrezygnować. Jednak jego słowa zabolały ją. Była pewna, że będzie ja wspierał, pomagał jej, a on w nią nie wierzy. Uważa, że nie da sobie rady. Dziewczyna zaczęła wolno odsuwać się od chłopaka z wyrazem niedowierzania i bólu na twarzy. Nikt jeszcze jej tak nie zranił. Nikt, tak jak on, nie sprawił, że miała ochotę rzucać wyzwiskami i klątwami. Jak on mógł?
 — Ja… Ja muszę wyjść — wyjąkała ze łzami w oczach.
 — Ale przyjmę tę posadę — powiedziała już nieco pewniej i wybiegła za drzwi.
 — No to sprawa zakończona. Dziękuję za przybycie — rzucił Dumbledore z błyskiem tryumfu w oczach. — Minerwo, porozmawiaj z Severusem — dodał już nieco ciszej i wyszedł, nie czekając aż ktoś odpowie.

1. Rozterki Albusa

Albus niecierpliwie krążył po gabinecie. Minęły już cztery godziny od wyjścia Severusa. „To tylko rutynowe wezwanie, Dumbledore. Dwie godziny i będę w Hogwarcie.”
 — Phi! — Prychnął dyrektor i natychmiast rozejrzał się wokoło, na całe szczęście, postacie na portretach spały. 
Co go podkusiło, żeby pozwolić Snape’owi na takie ryzyko? Dobrze wiedział, że Voldemort zaczyna coś podejrzewać. No tak… Większe dobro. Ile razy jeszcze będzie musiał w ten sposób tłumaczyć swoje, często haniebne decyzje? Codziennie wysyłając kogoś z Zakonu na niebezpieczną misję, która groziła śmiercią, powtarzał sobie „To jedyny sposób, żeby zapewnić Harry’emu bezpieczeństwo. Przecież on jest najważniejszy. Muszę działać dla większego dobra!”.
Sam oddałby za Wybrańca życie, jednak nie powinien oczekiwać tego od innych, tym bardziej od Mistrza Eliksirów. Jego rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi. Podszedł do nich szybkim krokiem i pociągnął za klamkę. Jego oczom ukazał się widok, który zmroził mu krew w żyłach. Na schodach, podpierając się o ścianę, stał zakrwawiony Severus.
 — Czemu tak długo?
 — Dziękuje, mam się dobrze — odpowiedział Snape z ironią, po czym zachwiał się niebezpiecznie. Dyrektor bez chwili namysłu podtrzymał osłabionego mężczyznę. Rozejrzał się po gabinecie, a kiedy jego wzrok padł na czerwony fotel, zaczął holować tam młodszego mężczyznę.
 — Feweks! Sprowadź Minerwę i Poppy! — powiedział Albus patrząc ze strachem na wycieńczonego Mistrza Eliksirów. Nigdy jeszcze nie widział go w takim stanie. Skóra mężczyzny była blada i ściągnięta. Wydawała się tak napięta, jakby miała w każdej chwili pęknąć. Usta miał zaciśnięte w wąska linię. Wokół oczu miał pełno ran, z których ciekła krew, nadając jego postaci upiornego charakteru.
 — Dumbledore, co się dzieje? Chciałeś mnie widzieć? — Zapytała McGonagall, wbiegając pospiesznie do pomieszczenia. Po chwili jednak jej wzrok padł na Snape’a. Kobieta zaczerpnęła głośno powietrza i oparła się o ścianę, żeby nie upaść.
 — Mówiłam ci! Mówiłam, żebyś go nie puszczał!
 — Dobrze wiesz, że sam chciał iść.
 — Mogłeś mu zabronić!
 — Minerwo nie krzycz. Nie, nie mogłem. Nie chce go do niczego zmuszać.
 — Nie udawaj, że nagle zacząłeś liczyć się z jego zdaniem!
 — Uspokój się. Złość nic tutaj nie da.
 — Powiedział ze spokojem dyrektor, próbując podejść do kobiety i ja przytulić. Ta jednak odskoczyła od niego i wyciągnęła oskarżycielsko dłoń.
 — Nie uspokoję się! Nic cię nie obchodzi jego dobro. Traktujesz go jak narzędzie, dzięki któremu masz przewagę nad Czarnym Panem. Myślisz tylko jak go wykorzystać. Nie pozwolę na to! Jest moim jedynym i najlepszym przyjacielem. Zależy mi na nim! Ale co cię to może obchodzić? Wystawiasz go na pewną śmierć.
 — Minerwo! — Zawołał Dumbledore głosem przepełnionym bólem. Kobieta pierwszy raz widziała, żeby starzec przejął się czyimiś słowami do tego stopnia. Jednak czarownica nie żałowała tego co powiedziała. Kochała Severusa jak brata i nie chciała, aby ktokolwiek go skrzywdził. Prawdą było, że często sobie dokuczali, używając przy tym niewybrednych epitetów, jednak w taki sposób okazywali sobie sympatię.
 — Minerwo… — Wyszeptał Snape słabym głosem. McGonagall podbiegła do niego i bez wahania ujęła jego zimną dłoń.
 — Nie martw się Sev. Zaraz przyjdzie Poppy i cię uzdrowi — powiedziała cichym i czułym głosem, którym zwracała się tylko do najbliższych.
 — Wiem. Nie jestem głupi. Powiedz jej tylko, żeby pospieszyła się trochę, bo nie chce siedzieć tutaj całego dnia.
 — Albusie! Musisz coś zrobić. On się zaharowuje na śmierć. Litry eliksirów, nauczanie w szkole i do tego pogawędki z Voldemortem. Ujmij mu trochę obowiązków.
 — Jakich? Nie ma drugiej osoby, która dałaby sobie radę z eliksirami!
 — To kogoś znajdź! Albo przydziel mu asystenta. Cokolwiek! Zrozum, że on nie jest jakąś maszyną. Jemu też należy się odpoczynek.
 — Przecież odpoczywa! Są wakacje.
 — Wakacje kończą się za dwa tygodnie. I co wtedy?
 — Wtedy nad tym pomyślę — odpowiedział Dumbledore patrząc na Minewre z podziwem. Była pierwszą osobą, przed którą otworzył się Severus. Nic wiec dziwnego, że dbała o jego dobro. Czarownica zaczęła nabierać powietrza, najwyraźniej chcąc wykrzyczeć swojemu przełożonemu kilka niemiłych słów, jednak przerwało jej trzaśnięcie drzwiami. Spojrzała w stronę, z której dochodził ten dźwięk i uśmiechnęła się promiennie na widok szkolnej Pielęgniarki.
 — Poppy nareszcie! Pomóż mu, błagam.
 — Zrobię co w mojej mocy Minnie — odpowiedziała kobieta, odsuwając dyrektora jak najdalej od swojego pacjenta. 
Przez kilka minut w pomieszczeniu panowała cisza, przerywana co jakiś czas pobrzękiwaniem butelek z eliksirami i cichymi jękami Snape’a. Kiedy już skończyła podawać leki i wyszeptała „Camus Habitus” spojrzała na McGonagall, i uśmiechnęła się uspokajająco.
***
 — Czyś ty nawdychał się jakiś trujących oparów?! — krzyknęła czarnowłosa kobieta z furią w oczach.
 — Uspokój się kobieto, bo ogłuchnę.
 — Dobrze by było! Czemu właśnie dzisiaj chcesz tam iść? Przecież cię nie wzywał. Wczoraj ledwo wróciłeś!
 — Jutro jest zebranie Zakonu. Muszę się dowiedzieć kilku rzeczy.
 — Nie, nie musisz — powiedziała Minerwa tonem nieznoszącym sprzeciwu. Każdy normalny człowiek zmieszałby się i przeprosił za swoja głupotę, jednak nie Severus Snape. Ten stanął przed czarownicą, zmierzył ją wzrokiem i uśmiechnął się kpiąco.
 — Lepiej zajmij się swoim życiem Minnie.
 — Nie.Nazywaj.Mnie.Minnie. — Odpowiedziała kobieta, powoli tracąc cierpliwość. Nikt nie potrafił zdenerwować jej tak jak Mistrz Eliksirów. Kilka jego słów doprowadzało czarownicę do furii. W tym przypadku jednak nie chciała dać ponieść się nerwom. Od kiedy usłyszała co takiego zamierza jej przyjaciel, postanowiła wybić mu to z głowy. Nie miała zamiaru dać się sprowokować, ale niechęć przed tym głupim zdrobnieniem zwyciężyła.
 — Czemu? Przecież to uwielbiasz.
 — Nie prowokuj mnie. I nie zmieniaj tematu. Nie idź tam albo zrobię coś, czego nie chcesz.
 — Co takiego?
 — Pójdziesz?
 — Oczywiście, że tak.
 — W takim razie przekonasz się jutro - zawołała i wyszła. Jeszcze przez dobre pięć minut Severus słyszał jej sapanie i przekleństwa, jakich nie powstydziliby się na Śmiertelnym Nokturnie. Chyba za dużo ze mną przebywa, pomyślał z rozbawieniem i pewnym krokiem wszedł do kominka.

Witam!

Witajcie! Ten blog jest drugą próbą reanimacji mojego poprzedniego bloga- hgss-sweet-love.blog.onet.pl. Nie moge sie odnaleźć na portalu blog.onet.pl, dlatego też przenoszę się tutaj. Na początku wstawię poprzednie notki, dopiero zacznę dodawać nowe;) Miłego czytania!