sobota, 16 sierpnia 2014

15. Szlaban

Hogwart powoli zapadał w sen — cichły odgłosy rozmów, uczniowie leżeli już w łóżkach, a nauczyciele kończyli nocne obchody zamku. W jednej z komnat siedziała brązowowłosa dziewczyna i rozkoszowała się końcem dnia. Od dawna nie miała zbyt wiele takich chwil dla siebie. Sprawdzanie prac domowych, zebrania Zakonu i przygotowania do balu skutecznie pozbawiły ją wolnego czasu. Teraz postanowiła to nadrobić.
Znalazła w bibliotece ciekawą książkę o magii bezróżdżkowej i miała nadzieję, że uda jej się ją przeczytać do jutra. Niestety, nie dane jej było nacieszyć się tą chwilą samotności - na korytarzu rozległy się szybkie kroki, a po chwili drzwi do jej komnat otworzyły się z hukiem. Stał w nich wysoki czarnowłosy mężczyzna. Hermiona od razu wywnioskowała, że musiał być zdenerwowany - jego usta, wystarczająco już wąskie na co dzień, teraz utworzyły jedną prostą linię, a oczy, zazwyczaj zimne i obojętne, teraz ciskały pioruny. Granger dawno nie widziała Snape'a w takim stanie. Ostatnio zachowywał się tak, gdy dowiedział się, że jego była uczennica będzie nauczycielką w Hogwarcie.
— Ty bezczelna, głupia dziewucho! Zrobiłaś to specjalnie, prawda? — krzyknął, zaciskając pięści. Dziewczyna mimowolnie się odsunęła, jednocześnie szukając różdżki. Nie podobała jej sie postawa Severusa, tym bardziej, że nie wiedziała, o co chodzi.
— Co takiego zrobiłam? — zapytała szatynka z niepokojem.
— Jeszcze się pytasz? Nie udawaj głupszej, niż jesteś. Dałaś szlaban Sweetsowi, żeby nie mógł grać w najbliższym meczu przeciw Gryfonom!
— Tak, dałam. Nie rozumiem tylko, po co te krzyki — odpowiedziała, patrząc na mężczyznę ze zdziwieniem. Owszem, wiedziała, że się zdenerwuje, ale nie mogła zrozumieć, dlaczego to zirytowało go aż tak bardzo. — Był arogancki i niegrzeczny. Musiałam go jakoś ukarać.
— Wykluczyłaś go, żeby wasza drużyna wygrała. Mogłaś kazać mu odbyć tę karę innego dnia, kobieto — warknął Snape. — Wiesz, że jest kapitanem i najlepszym zawodnikiem.
— Mogłam, ale wtedy nie przejąłby się nią. Nie wiem co wy, mężczyźni, widzicie w quiditchu. Przyjść w środku nocy, wrzeszcząc wniebogłosy, tylko ze względu na jakiś głupi mecz.
— Głupi mecz? Jesteś zbyt ograniczona, żeby to pojąć — odparł, uśmiechając się kpiąco.
Hermionę uderzyła zmiana jego zachowania. W jednej chwili krzyczy na nią, obraża ją, by za chwilę śmiać się z niej. Nie sposób było odgadnąć, jak zachowa sie Severus - to niepokoiło Granger najbardziej.
— Nie jestem ograniczona. I nie życzę sobie, żebyś przychodził do mnie, wchodził bez pukania i mnie obrażał!
— Będę pukał, kiedy najdzie mnie ochota, a dzisiaj jej nie miałem — zakpił czarnowłosy, siadając w fotelu przed kominkiem.
Dziewczyna zacisnęła pięści, próbując się uspokoić. W myślach powtarzała sobie jak mantrę: "Nie mogę dać się sprowokować. Nie dam mu tej satysfakcji."
— Nie zapraszałam cię do środka, więc byłabym wdzięczna, gdybyś już sobie poszedł.
— Nie mam zamiaru. Zostanę tu jeszcze trochę, aż nie odwołasz tego głupiego szlabanu.
— Przyznał ci się, dlaczego go dostał?
— Mniej więcej — rzucił Snape lekko, odwracając wzrok.
— Zatem wiesz, że to, co zrobił, nie było jakąś tam zwyczajną głupotą!
— Uważam, że wyolbrzymiasz — mruknął Severus, oglądając najnowszą lekturę dziewczyny. Po przekartkowaniu skrzywił się lekko, jakby mu się nie podobało to, co zobaczył. — Czemu czytasz takie idiotyzmy? Ta książka nie daje żadnych wskazówek, mówi jedynie, w jaki sposób wymawiać poszczególne zaklęcia, żeby nie musieć używać różdżki. To nic nie daje. Bez odpowiedniego treningu umysłu, skupienia i umiejętności, taka książka nie pomoże.
— Skąd wiesz, że mój umysł już nie jest wytrenowany?
— To proste. Bez większego wysiłku byłbym w stanie wedrzeć się do twojej pustej i napuszonej głowy, a ty nie byłabyś w stanie się obronić.
— Czyżby? Wydaje mi się, że jesteś zbyt pewny siebie.
— Chcesz spróbować?
— Niczego nie będę próbować. Nie mam ochoty, żeby ktokolwiek, a tym bardziej ty, czytał w moich myślach jak w otwartej księdze.
— Wykazujesz nie mniejsza impertynencję, co Potter. Nie ma czegoś takiego jak "czytanie w myślach". Po tobie spodziewałem się czegoś lepszego.
— Czyżbyś właśnie próbował mi powiedzieć, że jestem inteligentna? — zapytała ze zdziwieniem dziewczyna i spojrzała na rozmówcę. Nie znała go za dobrze, ale McGonagall ostrzegała ją, że musi czytać między wierszami.
— Tego bym w życiu nie powiedział. Chodzi mi o to, że jesteś inteligentniejsza, niż ten idiota Potter.
— Harry nie jest idiotą!
— Ile jeszcze razy będziesz się ze mną o to spierać? I czyżby mi się wydawało, czy go bronisz?
— Przez ciebie przemawia zazdrość? Nie wierzę! - parsknęła Granger.
Severus Snape był zazdrosny i do tego o nią. Po chwili jednak Hermiona zaczerwieniła się i odwróciła wzrok. Jak bumerang, powróciły do niej wspomnienia Balu.
— Milcz, głupia dziewucho. Miałbym być zazdrosny o ciebie? Nie pochlebiaj sobie - odparł wyniośle. - I nie rozumiem dlaczego się czerwienisz. Czyżby jakieś nieprzyzwoite myśli krążyły pod tą rozczochraną czupryną?
— Nic nie krąży po mojej głowie. A moja, jak to ująłeś, czupryna, jest jak najbardziej w porządku. Jeśli ci się nie podoba, to możesz już sobie iść. Chciałabym dokończyć książkę.
— Najpierw cofnij szlaban.
— Najpierw mnie przeproś!
— Przestań krzyczeć.
— Skończ z rozkazywaniem — syknęła Hermiona.
— Nie wydawaj takich dziwnych odgłosów.
— Mam alergię. Na ciebie.
— Głupia dziewucha.
— Napuszony pacan.
— Coś ty powiedziała?
— To, co słyszałeś!
— Pożałujesz tego.
— Nie sądzę. Przedłużę mu szlaban - powiedziała dziewczyna z nutką tryumfu w głosie.
— Wtedy nie chciałbym być w twojej skórze — warknął Severus, wstając. Zbliżył się do Hermiony tak, że dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów.
— A co zrobisz? Wychłostasz mnie w lochach? Dasz mi klapsa?
— Nawet nie wiesz, jaką mam na to ochotę — mruknął. Kiedy jednak do obojga dotarł sens tych słów, Snape zaklął cicho i z łopotem szat wyszedł z komnat.
— W co ja się wpakowałam… — westchnęła Hermiona, opadając na krzesło.

***

Nora, zwykle już zatłoczona, dzisiaj przeżywała swoisty najazd. Pierwszy raz od przeszło miesiąca miało odbyć się zebranie Zakonu Feniksa. Nie było to jednak zwyczajowe zdawanie raportów, czy przydzielanie nowych misji. Dzisiaj wszystkich zwołał Dumbledore, uprzedzając, że ma kilka bardzo ważnych spraw do omówienia.
Harry czekał na spotkanie wszystkich członków stowarzyszenia od długiego czasu. Miał kilka wiadomości do przekazania oraz nadzieję, że uda mu się dowiedzieć paru rzeczy. Czuł, że nie tylko on czeka na nowe informacje. Siedząca obok niego Hermiona poruszała się niespokojnie, jakby nie mogła usiedzieć na krześle. Neville, Parvati i Lavender szeptali między sobą, co jakiś czas rozglądając się niespokojnie, a Luna i Dean zerkali na nich z ciekawością.
Na tle zgromadzonych wyróżniał się Ron - usadowil sie w fotelu, z daleka od wszystkich, i sprawiał wrażenie, jakby nie chciał zostać zauważony. Potter widział go pierwszy raz od dwóch tygodni i uderzyła go zmiana w wyglądzie Weasleya. Miał podkrążone oczy i zapadle policzki, jakby w ciągu krótkiego czasu schudł bardzo dużo. Okularnik poczuł niemałe wyrzuty sumienia - nie odzywał się do przyjaciela od dłuższego czasu, nie miał pojęcia, co się dzieje w życiu rudzielca.
— Witajcie na dzisiejszym zebraniu Zakonu. Cieszę się, że wszyscy byliście w stanie się stawić — powiedział Dumbledore, wchodząc do kuchni. Od razu można było zauważyć, że starzec był wyjątkowo zmęczony. — Chciałbym dzisiaj omówić kilka spraw. Nie będę owijał w bawełnę, zacznę od konkretów. Po pierwsze - Draco.
W pomieszczeniu zapanowało poruszenie, każdy spoglądał na chłopaka. Jednak to zainteresowanie wyraźnie nie podobało się młodemu Malfoyowi. Nagle całą swoją uwagę skupił na wylegującym się przy piecu Krzywołapie.
— Przykrywka Draco, jako szpiega, została odkryta — kontynuował siwobrody, jakby nie wyczuł napięcia w pomieszczeniu. — Musi tutaj zostać przez jakiś czas. Dlatego proszę was, pomóżcie mu w tych ciężkich chwilach. Ciebie, Draco, proszę od razu o dyscyplinę. Jesteś poszukiwany i musisz zachować szczególną ostrożność - powiedziawszy to spojrzał uważnie na Malfoya. Nie spuszczał z niego wzroku, póki blondwłosy chłopak nie kiwnął głową. — Niestety, przez całą tę sytuację straciliśmy doskonałego szpiega. Severus pozostał osamotniony w szeregach wroga.
— Radzę sobie doskonale bez niczyjej pomocy — warknął Snape lekceważąco. Sprawiał wrażenie, jakby uraziły go słowa dyrektora.
— Nie wątpię, Severusie, ale to nie czas na takie rozważania. Dlatego czym prędzej przejdę do kolejnego punktu naszego spotkania.
— To wszystko? Nie powie nam pan, kto go wydał, ile tutaj zostanie, jak udało mu się uciec?
— Nie sądzę, panno Weasley, aby ta wiedza była konieczna. Myślę, że podzieliłem sie wystarczającą ilością informacji na ten temat.
— Ale...
— Nie chcę tego słuchać. Druga sprawa — rzekł z naciskiem, udając, że nie widzi gniewnej postawy Ginny - to Syriusz. Jak wiecie, znaleźliśmy go na obrzeżach Doliny Godryka, niedaleko starego domu Harry'ego. Niestety, Syriusz nie odzyskał jeszcze przytomności i nie wiemy, czy pobyt za zasłoną wyrządził mu jakieś szkody. Nie zmienia to faktu, że nie chcę, aby ktokolwiek, włącznie z Harrym, niepokoił go teraz w szpitalu.
— Panie profesorze, jak to się stało, że Syriuszowi udało się uciec? — spytała Hermiona, łapiąc Pottera za rękę. Nie chciała, żeby jej przyjaciel kłócił się teraz z Dumbledorem.
— Trudno mi teraz cokolwiek stwierdzić. Poruszamy się po grząskim gruncie tajemnic i domysłów. Mogę jedynie przypuszczać, co się działo przez cały ten czas. Jednak myślę, że dzielenie się moimi przypuszczeniami nie jest w tym momencie niezbędne - powiedział twardo starzec.
Granger zaczynała się denerwować — dyrektor zwołał zebranie, które nic nie wnosiło. Mężczyzna przytaczał im tylko fakty, o których wszyscy wiedzieli, nie usłyszeli dzisiejszego wieczoru nic konkretnego. Po co więc wzywał ich mówiąc, że to "nagły przypadek"?
— Pańskie domysły zawsze okazują się prawidłowe - odezwała się Luna rozmarzonym głosem. Wszyscy spojrzeli na nią, jakby dopiero co się pojawiła.
— Pochlebia mi to, jednak wolałbym pozostawić wszystko tak, jak jest teraz. W związku z tymi dwiema sprawami mam dla was nowe i niezwykle ważne zadania. Panie Weasley — zwrócił się do Freda — proszę, żeby zajął się pan młodym Malfoyem. Będzie pan odpowiedzialny za jego bezpieczeństwo. Oczywiście, pomocny będzie również pański brat bliźniak.
— Tak jest! — wykrzyknęli równocześnie Fred i George, jednak po ich minach można było wywnioskować, że liczyli na ciekawszą misję.
— Bedzie z wami przebywał non stop. Rozumiecie?
— A sklep?
— Jeden z was będzie zajmował się sklepem, drugi panem Malfoyem. Nie chcę słuchać żadnego sprzeciwu — powiedział twardo, widząc, że jeden z rudzielców otwiera usta, by zaprotestować.
— Teraz panna Lovegood, pan Thomas i pan Finnigan. Zajmiecie się ochroną Syriusza. Od teraz.
W pokoju zawrzało - wszyscy spodziewali się, że ktoś inny zostanie przydzielony do ochrony Blacka. Harry, Remus, ktokolwiek - jednak nie ta trójka.
— Cisza! Ostatnia sprawa, to Dudley Dursley. Jak wiecie, stał się celem śmierciożerców. Dlatego też, oprócz Lavender, będą nad nim czuwać Neville i Parvati. Przeniesiecie się do domu panny Brown. Osobiście zostanę Strażnikiem Tajemnicy. Nie czekając na jakiekolwiek pytania czy protesty, wyszedł.
— Zapowiada się ciężka przeprawa — mruknął Fred.
— Jesteśmy po kolana w smoczym łajnie, bracie — odpowiedział jego bliźniak.
______________________________
Miałam lekkie opóźnienie, wiem. Trochę pochłonęła mnie praca, kiedy już z niej wracałam byłam wykończona. Do tego wszystkiego wciągnęły mnie "Kości";) Jednak najgorszy był brak weny. Szczególnie, ze gdy czytam to opowiadanie to mam wrażenie, ze poszłam w złym kierunku.

sobota, 2 sierpnia 2014

14. Kac

Brawurowa akcja aurorów!
Wczoraj, dwudziestego dziewiątego września, na obrzeżach Londynu doszło do nietypowej sytuacji z udziałem zwolenników Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. W godzinach popołudniowych policja odebrała zgłoszenie o włamaniu. Jeden z mugoli zamieszkujących tamtą okolicę — Dudley Dursley — zgłosił, że ktoś obcy wszedł do jego domu. Dodatkowo, dzięki obecności postronnego czarodzieja, o wszystkim zostało zawiadomione Biuro Aurorów. Tylko ich natychmiastowa reakcja uchroniła go przed niechybną śmiercią. Wiadomo bowiem, że w napaści brało udział pięcioro dobrze wyszkolonych i niezwykle niebezpiecznych zwolenników Czarnego Pana. Podczas incydentu aresztowano Andy'ego Selwyna. Obecnie przebywa on w Azkabanie.
 — Prorok schodzi na psy. Piszą o tym, jakby to była jakaś ciekawostka. Chociaż sukcesem jest, że napisali, czyja to sprawka — powiedziała oburzona Hermiona, podając gazetę swojemu przyjacielowi.
 — Masz rację, ale lepiej zobacz, kto napisał ten artykuł — mruknął chłopak z niezadowoleniem.
 — Ginny? Przecież ona jest tam tylko stażystką! Zresztą, jak długo ona tam pracuje? Miesiąc albo dwa?
 — Dwa i to u Rity. Widać, że się wczuła w styl swojej mistrzyni. Może nawet dostała jakieś pióro z kolekcji Skeeter. To zielone nie jest pewnie jedynym, jakie posiada ta wiedźma.
 — Nie wierzę. Nie dość, że dali jej napisać o czymś tak ważnym, to ona potraktowała to jako zwykłą ciekawostkę. Przecież nie relacjonuje meczu, tylko pisze o napaści na niewinną osobę — niedowierzała dziewczyna. 
W głowie jej się nie mieściło, że Weasleyówna z taką lekkością potraktuje tak niebezpieczne wydarzenie. Marzeniem rudowłosej było relacjonowanie meczów Quidditcha, jednak nikt nie chciał jej przyjąć bez doświadczenia. Z wielkim trudem zdobyła staż w Proroku, ale nie można było powiedzieć, żeby ją to szczególnie ucieszyło — gazeta nie miała obecnie zbyt dobrej reputacji. Widać jednak, że dwa miesiące z Ritą Skeeter poskutkowały zmianą nastawienia Ginny.
 — Co ważniejsze, widziałeś kogo zaatakowali? — zapytała brunetka ze strachem.
 — Widziałem. Dobrze, że Lavender tam była i powiadomiła cały Zakon. Mieli się dzisiaj przenosić do Nory. Az strach pomyśleć, co by było, gdyby Dudley był wtedy sam.
 — Myślisz, że mamy szpiega wśród nas? Skąd by wiedzieli, gdzie jest twój kuzyn? — zaniepokoiła się Granger.
 — Nie sądzę. Myślę, że od dłuższego czasu szukali mojego kuzyna i po prostu im się udało — odpowiedział chłopak. Hermiony nie zwiódł jego pewny ton; wiedziała, że chłopak chce uspokoić zarówno ją, jak i siebie. To była najlepsza i zarazem najgorsza cecha Pottera — zaufanie do przyjaciół. Jednak niestety, w obecnych czasach ufność to luksus, na który mało kto mógł sobie pozwolić.
 — Mieliby sporo szczęścia, szczególnie dzień przed przenosinami. Nie sądzisz, że to nietypowy i dziwny zbieg okoliczności? Tuz przed przeniesieniem ktoś ich odnalazł.
 — Ostatnio sporo tych zbiegów okoliczności. Najpierw Syriusz, teraz Dudley. Śmierciożercy cos knują i najbardziej denerwuje mnie fakt, że nie wiem, o co chodzi.
 — Skoro już wspomniałeś o Syriuszu... Kiedy się z nim widzisz?
 — Dzisiaj jadę do Munga. Do tej pory jego obrażenia sprawdzali w Hogwarcie, ale przenieśli go do szpitala. Dumbledore chciał wiedzieć co mu jest, dlatego kazał Pani Pomfrey sprawdzić stan jego zdrowia. Za dużo jednak nie mogła zrobić. Zresztą w szpitalu też będą mieli twardy orzech do zgryzienia. Dopiero wieczorem będę mógł go odwiedzić.
 — Boisz się? Nie widziałeś go tyle lat. Myślałeś, że nie żyje.
 — Przez te lata zdążyłem już oswoić się z myślą, że on nigdy już się do mnie nie odezwie, nie napisze, nie pocieszy. Nie wiem, czy to dobrze, że wrócił... Nie zrozum mnie źle — dodał, widząc zdziwiony wzrok przyjaciółki. — Tęskniłem za nim. Wreszcie przez chwilę miałem namiastkę ojca. Ja po prostu boję się, że znowu go stracę albo, że po powrocie będzie zupełnie innym człowiekiem. Nie wiem, czy bym to przeżył.
Hermiona doskonale rozumiała Pottera. Hibernacja za zasłoną mogła różnie wpłynąć na Blacka. Dumbledore obawiał się, że Łapa może niczego nie pamiętać. Jednak wiadomość o powrocie mężczyzny była jakby światełkiem w tunelu, dawała im nadzieję. Ktoś, kogo nie widzieli przeszło cztery lata, kogo uważali za zmarłego, nagle okazuje się być cały i zdrów.
 — Wiem, o co ci chodzi. Też się tego boję. Tym razem jednak jesteś mądrzejszy i bogatszy o kilka lat doświadczeń. Nie dasz się już tak szybko omamić Voldemortowi.
 — Skąd możesz to wiedzieć? Tym razem może zrobić coś innego. Nie wiesz jak to jest żyć z przeświadczeniem, że ktoś zginął przez ciebie.
 — Po pierwsze Harry, nie przez ciebie. To nie była twoja wina. Po drugie — on żyje — powiedziała uspokajająco dziewczyna, chwytając przyjaciela za rękę. Chłopak lekko odwzajemnił uścisk i uśmiechnął się do Hermiony.
 — Dziękuję. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.
 — Zginąłbyś, chłopcze, zginąłbyś.

***

Obudził go potworny ból głowy, rozrywający jego czaszkę od środka i pulsujący aż do żołądka, powodując niekontrolowane i ciężkie do powstrzymania mdłości. Już nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się w ten sposób, a co najgorsze, została mu jedna fiolka eliksiru na kaca — nie złagodzi to wszystkich objawów. 
Co go podkusiło, żeby pić z Billem Weasleyem? Nie od dziś przecież wiadomo, że ciężko mu dorównać, jeśli chodzi o Ognistą. Nie raz na zebraniach Zakonu Mundungus próbował się z nim mierzyć, jednak bezskutecznie. Powoli podniósł się z łóżka i jęknął — ból nasilił się tak, że położył się natychmiast z powrotem. Nie miał siły próbować drugi raz, odczekał aż pulsowanie trochę się zmniejszy. Wymacał różdżkę na szafce, uniósł ją i lekko machnął, mówiąc:
 — Accio eliksir na kaca.
Natychmiast poszybowała do niego fiolka ze szmaragdowym eliksirem, który wypił jednym haustem. Po jego ciele rozlała się fala chłodu, która jak odpływ zabierała cały ból i mdłości z jego ciała. Po chwili zastąpiło ją rozgrzewające lekkie pulsowanie, rozchodzące się od jego dłoni, poprzez klatkę piersiowa, kończąc na głowie i przyjemnie wypełniając żołądek. Wszystkie objawy minęły jak ręką odjął, jednak Severus nie był głupi — wiedział, że w ciągu godziny mdłości wrócą. Nie będą takie silne jak wcześniej, ale skutecznie zepsują mu dzień i zniechęcą do picia i jedzenia.
Razem ze spokojem, wróciły do niego wspomnienia wczorajszego wieczoru. Przypomniał sobie piękne malinowe usta i zapach poziomek. Poczuł wyrzuty sumienia i wstyd, ale o dziwo gdzieś tam głęboko, w tyle, czaiło się uczucie tryumfu. Całował się z piękną kobietą, a co najważniejsze, ona go nie odtrąciła, także go pragnęła. 
Tylko co teraz? Nie wiedział, jak się wobec niej zachowywać — miał być dalej sobą i udawać, że absolutnie nic się nie stało, czy porozmawiać z nią i wyjaśnić całą tę sprawę. Nie, ta ostatnia opcja z pewnością odpadała. Bo cóż miałby jej powiedzieć? Najlepiej będzie, jeśli uda, że nic nie zaszło. W końcu zawsze może się wymówić zbyt dużą ilością wypitego alkoholu. Tak, to będzie z pewnością najlepsze rozwiązanie.

***

Słońce grzało, przypiekając zazwyczaj piękne i zielone pagórki, i nadając im lekko żółtawe zabarwienie. Strumyk, który do tej pory płynął wśród wzgórz, cicho szemrając i stanowiąc oazę dla spragnionych zwierząt, teraz wysechł zupełnie. Bagna, w których kiedyś dorosły człowiek mógł zapaść się po kolana, prawie całkowicie zaschły, tworząc gdzieniegdzie popękaną skorupę. Taki stan rzeczy utrzymywał się od przeszło miesiąca i nic nie zapowiadało poprawy.
Rudowłosa dziewczyna, mimo wszystko, próbowała wydobyć ze spękanej ziemi kilka marchewek. Nie było to zadanie proste — ilekroć ciągnęła za natkę, ta urywała się, a korzeń zostawał w ziemi. Jak na złość nie wzięła różdżki, więc musiała polegać na zwyczajnych narzędziach. Nie lubiła korzystać z mugolskich wynalazków, a ta łopatka dziwnym trafem, szczególnie dawała jej się we znaki.
 — Może ci pomóc? — powiedział blondwłosy chłopak, podchodząc bliżej. Swoje kroki stawiał ostrożnie, jakby nie chciał spłoszyć dziewczyny. Można było odnieść wrażenie, że boi się jej reakcji na swoją osobę.
 — Nie potrzebuję pomocy. Sama sobie poradzę — odpowiedziała Ginny, spoglądając z odrazą na chłopaka. 
Może i teraz był po ich stronie, ale nigdy nie zapomni mu tych lat upokorzeń i chamstwa. Wiele przez niego wycierpiała i nic nie przekona jej do wybaczenia mu. To, co zrobili młody Malfoy i jego ojciec, do końca życia pozostanie jej w pamięci. Trudno zapomnieć o tym, że było się marionetką Voldemorta.
 — Nie wątpię, jednak chciałem być miły — głos Draco natychmiast stwardniał i dało się w nim wyczuć chłód. Kroki które stawiał nie były już ostrożne, wręcz przeciwnie, teraz pewnie stąpał po gruncie.
 — Nie potrzebuję twojej pomocy, ani żadnych miłych słów z twojej strony. Wybacz, chciałam być tutaj sama.
 — A ja chciałem znaleźć wspólny język. Będę się musiał jeszcze długo ukrywać u was w domu, więc byłoby milo gdybyś zachowywała się jak gospodyni, a nie napuszona obrażalska dziewucha.
 — Co ty sobie wyobrażasz? Przygarnęliśmy cię pod nasz dach, daliśmy ci schronienie, jedzenie i nocleg, a ty przychodzisz do mnie i mnie obrażasz? — Weasleyówna wyprostowała się, przybierając pozycję jakby do ataku. Jej głos nie był już sztucznie uprzejmy, czy nawet obojętny, jak na początku rozmowy — teraz kipiała z niej złość, a każde jej słowo wypełnione było jadem.
 — Dumbledore dał mi schronienie, ponieważ jestem mu potrzebny. To nie ma nic wspólnego z waszą dobrocią czy jej brakiem. Dostaliście rozkazy i musicie je wypełnić — powiedział z taką pogardą, na jaką tylko było go stać. 
Obiecał sobie, że będzie dla niej miły, jednak ona mu na to nie pozwalała. Jego gniew, jak zawsze, brał górę nad rozsądkiem i pozostałymi uczuciami.
 — Nic się nie zmieniłeś! Nadal jesteś głupim i nic nie wartym arystokracikiem — krzyknęła i pobiegła w stronę domu. 
Nie chciała już dłużej ciągnąć tej rozmowy. I tak popsuła sobie resztę dnia.
Chłopak jeszcze przez chwile stał w miejscu, patrząc na odchodzącą dziewczynę. Cała złość wyparowała z niego, a zastąpiła ją rezygnacja. Chciał porozmawiać z nią i wyjaśnić wszystkie nieporozumienia, a znowu pokpił sprawę.
______________________________
Wiem, że krótki, ale nie chciałam w jednym rozdziale wprowadzać miliona nowych wiadomości. W następnym rozdziale będzie dużo Severusa i Hermiony, a także sporo Malfoyów ;)