Hermiona siedziała na ciężkim, drewnianym krześle i rozglądała się po kuchni. Pomieszczenie zwykle tak małe, że ledwo mieściło rodzinę Weasleyów i kilku przyjaciół, dzisiaj wyglądało jak Wielka Sala. Zresztą, nie było w tym nic dziwnego — za godzinę miało się odbyć zebranie Zakonu Feniksa, a Nora była Kwaterą Główną. Jak nigdy dotąd, mieli przybyć wszyscy członkowie, którzy do niego należeli. Pannę Granger niezmiernie to cieszyło. Wreszcie będzie mogła zobaczyć swoich dawnych znajomych. Niektórych nie widziała od przeszło dwóch lat, czyli od momentu skończenia Hogwartu.
Zaraz po otrzymaniu wyników OWTMów, Harry, Ron i Hermiona udali się w poszukiwanie horkruksów. Czasami pomagał im Dumbledore, jednak zazwyczaj musieli radzić sobie sami. Dyrektor próbował przekonać wielu znakomitych czarodziejów do walki z Voldemortem, przez co w większości nie było go w Anglii. Trójka przyjaciół nie narzekała na ten brak opieki, doskonale rozumiała obecną sytuacje, poza tym zazwyczaj potrafili sami sobie poradzić. Tylko raz musieli wzywać staruszka, kiedy Rona pokąsała jakaś olbrzymia roślina. Może obyłoby się bez interwencji Dumbledore'a, gdyby nie idiotyczne zachowanie Weasley'a. Kiedy tylko to coś go użądliło, ten, w jakimś dziwnym amoku, postanowił ściąć łodygę rośliny. Nie pomyślał jednak, że może być na tyle silna, żeby odrzucić go kilkanaście metrów dalej i pogruchotać większość kości. Jak się później okazało, była to dziwna krzyżówka jadowitej tentakuli i diabelskich sideł. Gdyby nie natychmiastowe wezwanie Albusa, jej chłopak mógł już dawno nie żyć.
Kuchnia powoli zaczynała się zapełniać członkami Zakonu. Zostały tylko dwa wolne miejsca. Hermiona wtulając się w Rona, rozejrzała się dokoła. Harry siedział obok niej, obejmując Ginny ramieniem. Obok dziewczyny usadowiła się Luna, spoglądając na Harry’ego tęsknie. Panna Lovegood nie zwracała nawet uwagi na Neville'a i Deana, próbujących ją wciągnąć w rozmowę. Hermiona patrząc na Longbottoma, aż przetarła oczy ze zdumienia. Niezdarny, pulchny chłopak zmienił się nie do poznania. Dzięki misji, którą powierzył mu Dumbledore zmężniał i wydoroślał. Nie był już dzieciakiem, którym pomiatali Ślizgoni. Najbardziej jednak Hermionę zdziwił fakt, że trzymał on za rękę Parvati Patil, która wydawała się promieniować szczęściem. U jej boku jak zwykle siedziała Lavender Brown. Dalej rozsiadła się reszta rodziny Weasleyów, Remus, Tonks, McGonagall i Snape. Obok Snape’a z męczeńską miną usadowili się Cho i Seamus. Nic w tym dziwnego. Kto chciałby siedzieć obok człowieka, który przy każdym ich słowie syczy lub prycha?
Rozglądając się dalej Hermiona ze zdziwieniem odkryła, że w kuchni znajduje się jeszcze kilkunastu Puchonów, kilku Krukonów i Draco Malfoy. Harry mówił jej, że Ślizgon przeszedł na stronę Zakonu, jednak do tej pory nie mogła w to uwierzyć. Jak ktoś o jego charakterze i zapędach do okrucieństwa mógł tak nagle się nawrócić?
— Witajcie moi drodzy! — usłyszała glos po prawej stronie. Kiedy tam spojrzała zauważyła Dumbledore'a w srebrzystej szacie. Stał on obok Molly i sądząc po minie kobiety, bezszelestne pojawienie się dyrektora wytrąciło ją nieco z równowagi. — Przepraszam za spóźnienie. Miałem kilka spraw do załatwienia. Jednak nie o tym mamy rozmawiać. Przejdę więc do rzeczy. Jak wiecie Draco i Severus szpiegują dla nas Voldemorta. Może zaczniemy od ich sprawozdania? Chłopcze? — powiedziawszy to spojrzał na Malfoya, który z obojętną miną podniósł się z krzesła. Wszystkie twarze zwróciły się w jego kierunku, a kiedy się odezwał głos miał równie beznamiętny, jak wyraz twarzy.
— Ja w przeciwieństwie do Profesora Snape’a nie jestem tak blisko Czarnego Pana. Owszem, biorę udział we wszystkich spotkaniach, jednak o jego decyzjach dowiaduję się od znajdujących się bliżej niego Śmierciożerców. Niedawno jednak powierzył mi dość niespodziewaną misję. Muszę wraz z moją ciotką Bellą przekonać, nawet siłą, najważniejszych członków Zakonu do współpracy. Spisała sobie jakąś listę i to według niej mamy działać. Wiem, że są na niej nazwiska McGonagall, Lupina i Weasleyów. Mam także wyeliminować Granger i Weasleya. Potterem chce się zająć osobiście Czarny Pan — powiedziawszy to usiadł. Pozostali spojrzeli na siebie ze strachem i zaczęli szeptać między sobą. Tylko Snape pozostał niewzruszony, jakby od początku wiedział, że tak będzie.
— Severus? — powiedział dyrektor, a wszyscy umilkli i spojrzeli na wywołaną osobę. Mężczyzna powstał i rozejrzał się po zebranych. Jego wzrok zatrzymał się na dłużej na Hermionie, jednak ta była zbyt przerażona, aby to zauważyć.
— Draco ma rację — odparł swoim najbardziej neutralnym tonem. — Czarny Pan uważa, że zwycięży tylko wtedy, kiedy sam pozbędzie się Pottera. Chce go odciąć od przyjaciół, żeby pozostał bezbronny i osamotniony. Uważa, że Potter nie poradzi sobie sam, w co nie wątpię. Jeśli chodzi o listę, mam bardziej szczegółowe informację. Oprócz tych, których wymienił Draco są tam także: Longbottom, Lovegood oraz Brown. Jeśli chodzi o Weasleyów na liście Belli znajduje się cała rodzina. Największą wartość ma już wspomniany Ronald oraz Ginewra ze względu na wiadomą zażyłość z Potterem — uśmiechnął się ironicznie i spojrzał na Harry’ego z niesmakiem. — Niestety, nie udało mi się przekonać Czarnego Pana do darowania życia naszej, byłej już, nauczycielce Obrony Przed Czarną Magią. Jak wiecie wczoraj zaatakowali ją Śmierciożercy.
— Jak możesz mówić o tym z takim spokojem?! Jesteś bez serca! — zawołała oburzona Hermiona ze łzami w oczach. Od dłuższego czasu słuchała przemowy swojego byłego Profesora ze złością. O śmierci mówił z taką obojętnością, że powodowało to dreszcze.
— Zamilcz głupia dziewczyno. Nic nie rozumiesz, więc się nie odzywaj. I nie przerywaj mi kiedy mówię.
— Niech pan nie nazywa Hermiony głupią! — odezwał się oburzony Ron. Już miał zacząć kłótnię, ale Harry położył mu dłoń na ramieniu w uspokajającym geście. Mistrz Eliksirów spojrzał na przyjaciół z ciekawością, a po chwili prychnął i kontynuował swoją wypowiedź.
— Niestety nie byli oni litościwi. Torturowali ja i po wszystkim zabili ją Avadą. Wykonawca wyroku byla Bella.
— Dziękuję Severusie. Harry proszę, powiedz wszystkim o misji, którą Wam powierzyłem.
— Jak wiecie, przez ostatnie dwa lata z przerwami, próbowaliśmy osłabić Voldemorta jak tylko się dało. Nie mogliśmy go pokonać, ponieważ stworzył on horkruksy — kiedy Harry to powiedział, twarze zebranych wykrzywił grymas strachu i obrzydzenia. Wszyscy wiedzieli, że Czarny Pan jest zły, ale nikt nie przypuszczał, że tak bardzo. Nic do tej pory nie wstrząsnęło nimi tak, jak to jedno zdanie, które wypowiedział Wybraniec.
— Ile? — spytał słabym głosem Lupin.
— Siedem — jedno krótkie słowo zmroziło wszystkich zebranych.
Zapanowała cisza, przerywana cichymi szlochami bądź słowami „nie do wiary”, „niemożliwe”. Tonks łkała wtulona w Lupina, bliźniacy wyglądali, jakby mieli zaraz zwymiotować. Luna i Cho zastygły z wyrazem niedowierzania i zgrozy na twarzach. Draco i Ginny zbledli i poruszali ustami, wymawiając bezgłośnie, jak jakieś zaklęcie kilka słów: „siedem… aż siedem…”’. Tylko Snape rozglądał się wokoło z wyrazem zadowolenia na twarzy. Wyglądał tak jakby panika zebranych w kuchni osób cieszyła go i dodawała mu otuchy.
— Większość, bo aż cztery udało nam się zniszczyć — kontynuował Harry, kiedy już wszyscy uspokoili się na tyle, aby go dalej słuchać. — Voldemort ukrył je bardzo dokładnie i nie powiedział o nich nikomu. Nie ma się czym martwić, ponieważ wiemy gdzie znajdują się pozostałe. Niedługo je zniszczymy, a wtedy będzie można pokonać czarnoksiężnika — usiadł i uśmiechnął się do swojej dziewczyny, próbując tym ukoić jej nerwy.
— Harry ma rację. Nie musicie się martwić. Mamy przewagę, ponieważ Voldemort nawet nie przeczuwa, że mogliśmy odkryć jego tajemnicę — powiedziała Hermiona, a wszyscy zwrócili się w jej stronę. Uśmiechnęła się uspokajająco i wtuliła się mocniej w Rona, szukając w jego ramionach bezpieczeństwa.
— Jak sami widzicie, panika jest tutaj zbędna. Pragnę przedyskutować tutaj jeszcze jedna rzecz. Jak już powiedział Severus, Śmierciożercy zamordowali Amelię. Musimy znaleźć kogoś na jej miejsce. Długo się wczoraj nad tym zastanawiałem, ale na całe szczęście Minerwa przyszła mi z pomocą. Na samym początku myślałem o Harrym, jednak mam dla niego inne zadanie, które wyjaśnię mu przy najbliższej okazji — spojrzał na Wybrańca z powagą, a ten skinął głową na znak zgody.
W pomieszczeniu znów rozległy się szepty. Wszyscy byli pewni, że to Potter dostanie tę posadę.
— Hermiono, chciałbym cię prosić, abyś została nową nauczycielką Obrony Przed Czarną Magią — kontynuował. Prośba ta, jak Dumbledore się od początku spodziewał, wywołała mieszane uczucia. Hermiona promieniała radością, Molly Weasley i Harry Potter — dumą, a Snape wyglądał jakby miał zaraz kogoś zabić. Widząc jego minę, Minerwa nachyliła się do niego i powiedziała cicho:
— A mówiłam, żebyś nie szedł.
— Przecież wiesz, że nienawidzę Świętej Trójcy! — wysyczał ze złością.
— Czyżby? Myślałam, że ich uwielbiasz — to przeważyło miarę. Mężczyzna wstał i z łopotem szat wyszedł z pomieszczenia, by deportować się na zewnątrz. McGonagall uśmiechnęła się tylko tryumfalnie i pokazała dyrektorowi, aby kontynuował.
— Więc jak Hermiono?
— Oczywiście dyrektorze! Będę zaszczycona — powiedziała z zapałem, którego dawno nie było u niej słychać.
Wtuliła się w swojego chłopaka, oczekując gratulacji, ale nic takiego się nie stało. Podniosła powoli głowę i oniemiała. Ron był cały czerwony i patrzał na Albusa ze złością. Granger poczuła się jakby uleciało z niej całe szczęście. Jednak najgorsze były dopiero ciche słowa Weasleya wypowiedziane prosto do jej ucha: „Hermiono nie przyjmuj tej posady. Nie poradzisz sobie.”. Tych słów nigdy się nie spodziewała po swoim ukochanym. Wiedział on dobrze, że posada w Szkole Magii i Czarodziejstwa jest jej marzeniem.
Od zawsze chciała uczyć i nie zamierzała z tego zrezygnować. Jednak jego słowa zabolały ją. Była pewna, że będzie ja wspierał, pomagał jej, a on w nią nie wierzy. Uważa, że nie da sobie rady. Dziewczyna zaczęła wolno odsuwać się od chłopaka z wyrazem niedowierzania i bólu na twarzy. Nikt jeszcze jej tak nie zranił. Nikt, tak jak on, nie sprawił, że miała ochotę rzucać wyzwiskami i klątwami. Jak on mógł?
— Ja… Ja muszę wyjść — wyjąkała ze łzami w oczach.
— Ale przyjmę tę posadę — powiedziała już nieco pewniej i wybiegła za drzwi.
— No to sprawa zakończona. Dziękuję za przybycie — rzucił Dumbledore z błyskiem tryumfu w oczach. — Minerwo, porozmawiaj z Severusem — dodał już nieco ciszej i wyszedł, nie czekając aż ktoś odpowie.
No to bosko :D
OdpowiedzUsuńA Ron to po prostu dupek... nie lubię go od czwartej części...
Ale rozdział świetny :) oby tak dalej.
Pozdrawiam :)
Neville z Patill? No, no. Poszczęściło mu sie :D
OdpowiedzUsuńHahaha, wredny Snape to cos, co lubię. Jest taki zabawny z tymi swoimi fochami na wszystko i wszystkich. Jak dziecko z podstawówki xd
UGH, Ron! Ten chłopak zawsze był jakis taki... Trefny. W książkach Rowling mi nie przeszkadza. Nawet w filmach do przełknę. Ale w FanFickach po prostu nie potrafię. Jest beznadziejna postacią, tylko po to, aby go rzucić i polecieć w ramiona Severusa xd moze to tylko moje zdanie, ale.... ^^
Pozdrawiam, Mała Miss
hogwardzki-trojkat.blogspot.com
Haha xD
OdpowiedzUsuńNo powiem szczerze, że nie tego się spodziewałam xD OPCM? Cudownie :D
Nienawidzę Ronalda -.- Debil do kwadratu. Grrr ;-;
Owwww *-* to jest świetne, tak bardzo sie cieszę, że wznowiłaś działalność. Ehhhh 😂 płaczę ze szczęścia :'D weny, weny, weny!
OdpowiedzUsuń