Brązowowłosa dziewczyna siedziała przy oknie, spoglądając na stojącego przed nią chłopaka ze zdumieniem. Nigdy nie przypuszczała, że to właśnie on przyjdzie ją pocieszyć. Zawsze swoje problemy i tajemnice powierzała Ginny. Jednak dzisiaj to w Harrym znalazła oparcie. W wiecznie roześmianym i beztroskim Potterze, który najczęściej rozmawiał o Quidditchu. Czyżby się tak zmienił?
Hermiona przyjrzała się chłopakowi dokładniej, przypominając sobie ostatnie miesiące w jego towarzystwie. Nie sposób było zaprzeczyć, że czarodziej wydoroślał, stał się odpowiedzialny. Już nie szukał przygód i nie pakował się w każde możliwe tarapaty. Zrobił się także bardziej wyrozumiały i tolerancyjny. Nie oceniał ludzi według swoich dawnych uprzedzeń, czy ich przeszłości. Ważne dla niego było jak postępują teraz. Był zupełnym przeciwieństwem Rona. Może dlatego częściej potrafiła szczerze porozmawiać z Wybrańcem niż z własnym chłopakiem.
— Hermiono? Czemu się tak dziwnie na mnie patrzysz?
— Wybacz Harry. Zamyśliłam się.
— I pewnie mnie nie słuchałaś, tak? — zapytał z rozbawieniem czarodziej.
— Mógłbyś powtórzyć?
— Nieważne. Dlaczego tak nagle wybiegłaś z kuchni? Ron coś ci zrobił?
— Och Harry… — wyszeptała Granger, przytulając się do zdumionego chłopaka. — Nie wiem, o co mu chodzi.
— Uspokój się Hermiono — wymruczał Harry, przytulając dziewczynę mocniej i głaszcząc ja po głowie uspokajającym gestem. Kiedy poczuł, że dziewczyna zaczyna drżeć, powstrzymując się od płaczu, powiedział wprost do jej ucha:
— Nie przejmuj się jego gadaniem. Wiesz, jaki on jest. Mówi co mu ślina na język przyniesie, a później tego żałuje.
— Tym razem było inaczej. Naprawdę — szlochała dziewczyna. Po chwili dodała, doskonale naśladując wyniosły, pełen złości głos Rona: — Nie dasz sobie rady. Nie przyjmuj tej posady.
— Rzeczywiście trochę go poniosło — przyznał Potter ze smutkiem. Nigdy nie spodziewał się takiego zachowania po przyjacielu. Wiedział, że Weasley często zazdrości mu i Granger sukcesów, ale nie myślał, że do tego stopnia.
— Myślisz, że on ma rację?
— Jestem pewien, że nie. Znam cię od dziewięciu lat i mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że doskonale nadajesz się do tego stanowiska — powiedział chłopak pewnie. Po chwili namysłu delikatnie ujął podbródek dziewczyny i uniósł jej głowę, tak by spojrzała w jego oczy. — Jesteś najmądrzejszą czarownicą, jaką znam. Potrafisz doskonale przekazać swoja wiedzę innym. Dumbledore nie mógł wybrać nikogo lepszego na to stanowisko. Bez ciebie nie zdałbym SUM — ów, o OWTM — ach nie wspomnę. Dzięki tobie i twoim podpowiedziom Snape mnie nie zabił na lekcjach eliksirów.
— Przesadzasz — odpowiedziała dziewczyna, uśmiechając się przez łzy.
— Wierz mi, nie przesadzam.
— Dobrze wiedzieć, że chociaż ty jesteś ze mną.
— Lepiej zmieńmy temat — zaśmiał się Harry.
— Jak tak dalej pójdzie, to zaczniemy wygłaszać pompatyczne słowa o lojalności, wierności i zaufaniu.
— Masz rację — parsknęła dziewczyna.
— Mogę cię o coś zapytać?
— Pewnie — powiedział nieco zdumiony czarodziej.
— Czy pomiędzy tobą a Ginny wszystko dobrze?
— Aż tak widać?
— Znam was na tyle, że wiem, kiedy coś nie gra. Coraz częściej jej unikasz. Nie patrzysz już na nią tak jak kiedyś.
— Cóż… — zaczął Potter, siadając na łóżku.
— Nie chcesz to nie musisz mówić.
— Chcę. Muszę tylko pomyśleć… — zawahał się chłopak. Spojrzał uważnie na przyjaciółkę i widząc jej zachęcający uśmiech, kontynuował. — Rzeczywiście od pewnego czasu nam się nie układa. Ginny stała się bardzo zaborcza. Często robi mi sceny zazdrości o głupoty. Ostatnio wyzywała mnie od najgorszych, bo rozmawiałem z Luną. Nie rozumiem, o co jej chodzi. Próbuję nie dawać jej powodów do kłótni, ale ona i tak je znajduje. Nie zrozum mnie źle, zależy mi na niej, ale czasami mam jej dość.
— Posłuchaj… — westchnęła Hermiona, siadając obok Harry’ ego. Spojrzała na niego uważnie, próbując odpowiednio dobrać słowa. Po chwili wahania zaczęła powoli: — Zależy jej na tobie, dlatego się tak zachowuje.
— Nie rozumiem — odparł czarodziej, drapiąc się po głowie. Wyglądał w tym momencie jak wielki gnom, który napotkał ścianę i nie wie jak przez nią przejść.
— Ona boi się, że cię straci. Próbuje za wszelka cenę odseparować cię od koleżanek. Chce w ten sposób zmniejszyć ryzyko.
— Ryzyko?
— Cóż… — mruknęła czarownica.
Czuła, że będzie musiała się sporo namęczyć, zanim jej przyjaciel zrozumie, o co jej chodzi. Uśmiechnęła się, patrząc na chłopaka jak na wyjątkowo tępego osobnika. Nie miała pojęcia w jaki sposób wyjaśnić mu to wszystko. Wiedziała, że chłopak czasami potrafi być bardzo mało domyślny. Ciężko jest mu wytłumaczyć nawet najprostszą rzecz, dotyczącą uczuć. Wielokrotnie musiała trzy razy dokładnie powtarzać jak mniej więcej pracuje mózg dziewczyny, żeby zrozumiał, że płeć piękna w ogóle ma mózg.
— Powiesz mi czy nie? — warknął zniecierpliwiony.
— W takim razie słuchaj uważnie, bo dwa razy nie będę powtarzać.
***
Obudził go potworny ból, rozrywający jego czaszkę od wewnątrz. Rozejrzał się dokoła, ale jedyne co zobaczył to nieprzenikniona ciemność. Ostrożnie pomacał podłogę, jednak wyczuł tylko śliskie kamienie. Gdzie on jest? Ostatnie co pamiętał to niebieskie światło, a później obudził się tutaj. Próbował wstać, ale coś trzymało jego nogi.
Wysilając wszystkie siły, nachylił się, mając nadzieję, że wyczuje co oplata jego kończyny. Kiedy dotknął kolan, poczuł się zmęczony i bezsilny. Położył się, marząc o ciepłym i suchym łóżku. Ona wiedziałaby jak się stąd wydostać. Z pewnością wymyśliłaby jakiś sposób. Brakowało mu Jej.
Nagle usłyszał jakieś szmery z boku, a po chwili ujrzał nikłe światło. Ogarnęło go przerażenie, przez które nie umiał jasno myśleć. Chciał się skulić, jednak jego ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Ostry ból przeszył mu bok, kiedy usiłując przesunąć się w bok, napotkał na ostry kamień.
— Witam, witam — rozległ się szyderczy szept Malfoy’a. — Jak ci się podoba w moich skromnych progach? Miejsce, w którym się znajdujesz to podziemia mojego dworku. Wybudowano je specjalnie dla takich śmieci jak ty.
— Pożałujesz… — wychrypiał więzień. Przy tym krótkim słowie gardło zapiekło mu jak palone żywym ogniem. Ile tutaj leżał?
— Nie grozi się silniejszym od siebie. To taka mała zasada, której w obecnym położeniu powinieneś przestrzegać. Masz szczęście, że Czarny Pan cię potrzebuje, inaczej już dawno byś nie żył.
— Czego chcesz?
— Mówiłem ci już. Ja nie chcę niczego — odpowiedział Lucjusz, przyglądając się czarodziejowi z uwagą.
— Więc co…? Co tutaj robię?
— Zaraz się przekonasz… Czarny Pan chce cię widzieć — wysyczał blondyn, z satysfakcją obserwując grymas przerażenia na twarzy leżącego przed nim maga. Wiedział, że czegokolwiek chce Voldemort nie jest to nic miłego… Może, przy odrobinie szczęścia, czarnoksiężnik pozbędzie się niewygodnego ‘gościa’.
______________________________Dziękuję za miłe komentarze i wszelkie rady! To dla mnie niezmiernie ważne. Co do szablonu, to jest on tak jakby przejściowy;) Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba i będziecie mnie odwiedzać!