Z okazałego, wiejskiego dworku wychodziła właśnie wysoka blond włosa kobieta. Na pierwszy rzut oka można było ocenić, że jest wyjątkowo zdenerwowana. Co chwila oglądała się za siebie i przystawała, słysząc choćby najmniejszy szmer. Szla powoli alejka prowadząca do majestatycznej, kutej bramy.
Mijała różnokolorowe rabaty kwiatów, zachwycające i dokładnie przemyślane. Nie było w nich miejsca na przypadek i chaos. Wszystko było idealne, jakby jakiekolwiek odchylenie od normy, miało podlegać karze. Było to jednocześnie imponujące i przerażające. Ktoś z zewnątrz mógłby pomyśleć, że mieszkańcy dworku byli istotami zimnymi, mechanicznymi, działającymi według ściśle ustalonego schematu. I nie pomyliłby się.
Kobieta usłyszała cichy szmer zza żywopłotu, obok którego właśnie przechodziła. Z szybkością, jakiej nikt by się nie spodziewał, wyciągnęła różdżkę i wycelowała w źródło dźwięku. Po chwili zza krzaków wyszedł piękny, biały paw, z wysoko uniesioną głową. Dumny niczym jego pan.
Postać odetchnęła z ulgą i dalej kierowała się do wyjścia. Kiedy już znalazła się przy bramie, rozejrzała uważne i otworzyła ciężką, żelazną furtę, która zaskrzypiała złowrogo.
Zaraz po przekroczeniu granic posiadłości, deportowała się. Celem jej podróży była niewielka wioska, zamieszkała wyłącznie przez ludzi podobnych niej- czarodziejów. Gdy tylko znalazła się na miejscu, zaciągnęła na głowę obszerny kaptur i ruszyła brukowaną alejką, wprost przed siebie.
Wzrok miała utkwiony w wielkim zamku, znajdującym się na końcu drogi. Kiedyś kochała to miejsce — było dla niej drugim domem, w którym mogla być sobą. Domem, gdzie nie musiała być taka, jak rodzice sobie wyobrażali. Teraz jednak powrót do Hogwartu otwierał, ledwo zabliźnioną, ranę w jej sercu. Nie chciała tu wracać, zalewały ja wtedy wspomnienia i uświadamiała sobie, jak bardzo zboczyła ze ścieżki, którą chciała podążać.
Gdy dotarła do wielkiej bramy, machnęła różdżką, mruknęła pod nosem zaklęcie i stanęła sztywno, oczekując. Po chwili zauważyła wysoką, chudą sylwetkę zbliżającą się do niej od strony zamku. Nie drgnęła — doskonale wiedziała, kto podąża w jej kierunku. Nie mówiąc nawet słowa, odwróciła się i ruszyła szybko w stronę skraju wioski, ku Wrzeszczącej Chacie. Postać ruszyła za nią, jednak w bezpiecznej odległości, jakby nie chcąc wzbudzać podejrzeń.
Kobieta rozejrzała się i weszła do zniszczonego domku, a po chwili wahania towarzysząca jej osoba, zrobiła to samo. Kiedy już oboje znaleźli się w środku, blondynka zdjęła kaptur, a nieznajomy zapalił światło jednym pstryknięciem.
— Cóż takiego się wydarzyło, Narcyzo, że musiałem opuścić mury zamku o godzinie 5 rano?
— Wieczorem mieliśmy jakby zebranie. Miałam na bieżąco informować cię o nowych sprawach – powiedziała Narcyza, uważnie przyglądając się mężczyźnie. Nie chciała tutaj przychodzić, jednak nie miała innego wyboru.
— Zapewne wiesz, że jestem doskonale poinformowany, co się na nim działo — odpowiedział Dumbledore, lekko już poirytowany.
— Wiem, jednak nie chodzi mi o zebranie z udziałem Czarnego Pana. W tym uczestniczyli tylko członkowie... rodziny. Nikt z zewnątrz nie miał na nie wstępu. To był pierwszy raz, kiedy Bella chciała się z nami spotkać na osobności.
— Bellatrix chciała się z Wami spotkać na osobności? — zapytał zaciekawiony starzec. Widać było, że nie spodziewał się takiej wiadomości.
— Tak — westchnęła ciężko. Nie chciała mówić mu o czymkolwiek, jednak miała nadzieje, że uda jej się coś wytargować w zamian za te informacje. — Bella chciała porozmawiać o Draco i Weasley'u. Ona wie, że mój syn został ukryty przez członków Zakonu Feniksa, przez ciebie.
— Zdziwiłbym się, gdyby się nie domyśliła. A jeśli nie ona — to Tom. Takie rozwiązanie było dość oczywiste, zważywszy, ze Draco został przyłapany na szpiegowaniu dla mnie.
— Nie o to mi chodziło. Ona... ona wie, że Draco jest w Norze.
— W takim razie ma dość przestarzale informacje. Draco nie ma w domu Weasley'ów. Znajduje się w innym bezpiecznym miejscu.
— A będę mogla się z nim zobaczyć? — zapytała kobieta z błagalną nutą w glosie. Brakowało jej syna, miała nadzieje, że zamieni z nim chociaż kilka slow, że upewni się o jego bezpieczeństwie.
— Nie sadze, żeby było to konieczne – rzekł twardo Albus. Nie mógł dopuścić, żeby wiedza o miejscu pobytu młodego Malfoya została ujawniona.
— Dlaczego? Dlaczego nie mogę spotkać się z własnym synem?!
— Krzyki są zbędne. A jeśli to wszystko, co miałaś do powiedzenia to na darmo marnowałaś mój cenny czas – powiedział sucho dyrektor. Myślał, że kobieta zdradzi mu jakąś ważną informacje, podczas gdy to, co mówiła, było zupełnie bezużyteczne.
— Nie to było głównym punktem zebrania - powiedziała zrezygnowana Narcyza. - Chodziło o Syriusza. Zamierza go zabić.
— Nie będzie to taki proste. Zapewniam cię, że Syriusz jest bezpieczny. Ktoś ciągle go pilnuje, nic mu się nie stanie.
— Leży na 4 pietrze w pokoju 448, zaraz obok donicy z fruwokwiatem. Na jego sali nie ma innych pacjentów. W sali obok znajduje się trzech — Barabasz Mitchel, Emma Hodgins i Lance Bay. Lekarz przychodzi do niego co godzinę — bada jego czynności życiowe i w razie potrzeby podaje nowe leki. Pilnują go dwie osoby pod peleryną niewidką, zmieniają się codziennie o północy i w południe. Mam mówić dalej?
— Skąd wiesz o tym wszystkim? — zapytał dyrektor ze stoickim spokojem.Informacje te znane były jedynie kilku członkom Zakonu, a lekarze nie wiedzieli kim jest tajemniczy pacjent.
— Cóż, to dość proste. Macie w swoich szeregach szpiega. Nie jestem w stanie powiedzieć kim on jest, bo Czarny Pan bardzo dba o anonimowość nowych członków.
— Słyszałem o jego nowych metodach. Nowi członkowie nie pokazują swojej twarzy nikomu, prawda? Chyba przestaje Wam ufać.
— Twój ukochany Severusik też nie zna ich twarzy — odrzekła ironicznie, z zadowoleniem obserwując gniew czający się w oczach jej rozmówcy.
- Zapewne bardziej ufa jemu niż Tobie. W każdym razie uważam, że dalsza rozmowa nie ma sensu. Wracaj do siebie zanim Bella i Lucjusz zorientują się, że zniknęłaś — powiedział i nie zważając na protesty rozmówczyni, wyszedł, zostawiając oniemiałą kobietę samą.
*****
Krótki rozdzialik, ale nie wiem jak wrócić do tego bloga. Może kiedyś się uda... Tęsknię trochę za pisaniem, ale praca, szkoła i narzeczony zabierają mi cały mój czas.
*****
Krótki rozdzialik, ale nie wiem jak wrócić do tego bloga. Może kiedyś się uda... Tęsknię trochę za pisaniem, ale praca, szkoła i narzeczony zabierają mi cały mój czas.
Pisz, kiedy masz czas i ochotę, najważniejsze, żeby Ci to sprawiało radość :)
OdpowiedzUsuńAlbus trochę ostro Cyzi powiedział... nie, żeby nie zasłużyła, skoro ciągle jest w szeregach Voldemorta!
Widzę, że tylko jest jeden komentarz, więc sama pokuszę się o zostawienie Ci notatki.
OdpowiedzUsuńMasz cudowny styl, podoba mi się jak prowadzisz akcję. Od czasu do czasu sprawdzam, czy dodajesz rozdziały- i wyobraź sobie mój zachwyt, gdy znalazłam ten powyżej. Cieszę się, że nie zapominasz o blogu, byłoby wielkim marnotrawstwem zaprzestanie jego pisania.
Rozdział fajny, chociaż oczywiście wolałabym jakąś milutką sytuacją między Sevem i Hermi, ale... uczucia matki zawsze spoko ;) Dumb jak zwykle menda. Ron powinien oberwać. Chętnie bym też zobaczyła co dalej z Dudziaczkiem i Lav ;)
Mam nadzieję, że wena będzie Ci sprzyjać. Nie mogę się doczekać, co jeszcze wymyślisz :)
Pozdrawiam Cię i czekam na więcej,
~~Margo
Absolutnie fantastycznie. Ehhh, ciężko pisze się komentarze, pod pracą, której nic nie brakuje. Ciesze się, że wróciłaś. :D Powodzenia ^-^ ~Vulnera
OdpowiedzUsuń