wtorek, 5 maja 2015

17. Uczucia

Szła powoli, ociągając się i przystając co chwilę. Nie chciała jeszcze wracać do domu, ale jednocześnie już chciała tam być. W ręce trzymała torbę z zakupami, która z każdą chwilą wydawała się coraz cięższa. Miała tam zaledwie kilka warzyw i mleko. Brała co było najbliżej kasy, żeby jak najszybciej wyjść ze sklepu i nie rozpłakać się na oczach innych.
Dzisiaj wreszcie odważyła się wyznać mu prawdę, powiedzieć co do niego czuje. Jednak gdy tylko zobaczyła jego minę i przerażenie w jego oczach pożałowała swoich słów. Uciekła szybciej niż on zdążył odpowiedzieć.
Wiedziała, że musi kiedyś wrócić, ale chciała to jeszcze przeciągnąć. Może jeśli nie będzie jej dłużej, on zatęskni? Może zrozumie, że też ją kocha?
Nie znają się długo  najwyżej kilka miesięcy. On Mugol, kuzyn Wybrańca. Ona  Czarownica, roztrzepana i głupiutka, jak zwykli o niej mówić przyjaciele. Jednak każdy wiedział, że za tą beztroską kryje się ogromne serce i upór.
Ta misja miała być jedną z najłatwiejszych w jej karierze. Miała siedzieć w jednym miejscu i nie dopuścić, żeby Dudley wpakował się w kłopoty. Dom był ukryty, dlatego wystarczyło nie pozwolić mu z niego wyjść. Szczerze mówiąc, misja nudna jak flaki z olejem. Postanowiła trochę ją umilić — zaczęła rozmawiać z chłopakiem. On początkowo niechętnie, ale w końcu zaakceptował ją. Zaczęli spędzać ze sobą coraz więcej czasu. To był ich największy błąd. Powinni postawić mur obojętności wokół siebie i trzymać się od siebie z daleka.
Lavender sama nie wiedząc kiedy, zakochała się w Dursleyu. Postanowiła, że zachowa dla siebie to uczucie, że nie powie mu o niczym. Jednak zaczęło ją to wypalać od środka, męczyć. Dzisiaj nie wytrzymała tej niepewności - wyznała mu wszystko. Wreszcie powiedziała, że go kocha i... uciekła jak zwykła małolata. Jak idiotka, którą przecież zawsze była. Nie dała mu nic odpowiedzieć. Zresztą po co? Dobrze wiedziała co powie: "Przykro mi Lavender, ale ja nie kocham już nikogo". Dokładnie tak. Niczym jakiś denny hollywoodzki twardziej, których tyle się naoglądała podczas pobytu wśród Mugoli. Zapewne przyjąłby swoją obronną postawę i zamknął się w pokoju.
Może lepiej byłoby nie wracać?
Szybkie kroki, które za sobą usłyszała, momentalnie wyrwały ją z zamyślenia. Obejrzała się i jedyne co ujrzała to ciemna sylwetka, zmierzająca w jej stronę. Poczuła strach ściskający jej żołądek i zaczęła biec. Sama nie wiedziała kiedy, ale torbę w jej ręce zastąpiła różdżka.
 Lavender! Nie uciekaj!  ten głos rozpinałaby wszędzie, najmilszy głos dla jej serca.
 Dudley? Co ty tutaj robisz? Dlaczego wyszedłeś z domu?
 Żeby cię znaleźć. Nie wracałaś tak długo, że bałem się o ciebie.
 Nie możesz wychodzić z domu! Tyle razy ci o tym mówiłam!
 To dlaczego nie wracałaś?  zapytał z paniką w głosie. Ten strach sprawił, że żołądek blondynki zalała niespodziewana fala ciepła, która szybowała w górę, wywołując na jej twarzy mimowolny uśmiech.
 Chciałam dać ci trochę czasu  odpowiedziała po chwili namysłu.
 Czasu do czego?
 Do przetrawienie tej informacji.
 Głuptasie  powiedział z czułością w głosie, czułością o jaką nigdy go nie podejrzewała i jakiej nigdy od niego nie słyszała.  Ja nie musiałem jej przetwarzać. Doskonale wiem co ci odpowiedzieć na Twoje słowa.
 Co takiego  szepnęła dziewczyna z nadzieją. Czyżby chciał jej powiedzieć, że on też? Że też ją...
 Kocham cię moja piękna! Kocham cię bardziej niż sobie wyobrażasz!

****

Wiedziała, że dzień, który zaczął się tak pięknie, skończy się w ten sposób. Po raz kolejny wspominała mugolskie przysłowie mamy "Nie chwal dnia przed zachodem słońca". Miała racje, niepotrzebnie pochwaliła. Spojrzała w bok, na swojego przyjaciela, którego mina wyrażała więcej niż tysiąc słów. Wiedziała, że czuje to samo co ona. Mieszaninę zaskoczenia, niedowierzania i gniewu. Nie winiła go za to. Może to była trochę jej wina? Gdyby dokładniej zamknęła drzwi, nic takiego by nie zaszło, a cudowna chwila, między nimi, nie prysłaby jak bańka mydlana.
Od dawna wiedziała, że Harry zaczyna coś do niej czuć. Przypadkowe muśnięcia dłoni, słowa, które jasno dawały do zrozumienia o co chodzi i oczywiście ukradkowe spojrzenia. Któż by się nie domyślił? Zresztą on także nie był jej obojętny. Czuła zazdrość za każdym razem, kiedy widziała go z inną dziewczyną i nieposkromioną złość, kiedy słyszała plotki o jego kolejnych podbojach. Dokładnie, Prorok Codzienny, zamiast zajmować się ważnymi sprawami, pisał gdzie i z kim całował się Harry Potter. Wiedziała, że to kłamstwa, ale czuła się zraniona.
Teraz wreszcie po kilku tygodniach niepewności, udało im się spotkać sam na sam. Granger długo czekała na tę okazję. Przygotowała kolację, zbudowała odpowiedni nastrój i oczywiście wystroiła się w swoje najlepsze ubrania. Wszystko szło doskonale, dopóki nie wparował Snape.
Zastał ich siedzących na kanapie, wtulonych w siebie i rozmawiających o uczuciach. Nie mógł wybrać sobie gorszego momentu.
 Granger, co to ma być?  zapytał z takim zdziwieniem, jakby przed nim stało stado tańczących sambę, wilkołaków.
 Dlaczego tu jesteś? To moje prywatne komnaty  warknęła dziewczyna, momentalnie stając na równe nogi. Pominęła jego pytanie, wiedząc, że to tylko kolejna marna prowokacja.
 Skoro są prywatne to zamykaj je na klucz! Każdy może tu wejść, ale nie wszyscy mają ochotę oglądać ciebie i tego palanta migdalących się do siebie. Rzygać i się chce.
 Uważaj na słowa, Snape  rzucił Harry, który nie wiadomo kiedy stanął u boku ukochanej.
 Bo co? Co mi zrobisz? Wezwiesz Dumbledore'a?
 Ty nadęty, niewychowany...
 Harry! Uspokój się  krzyknęła Hermiona, łapiąc przyjaciela za ramię. Gest ten nie uszedł uwadze Snape'a, który mimowolnie zacisnął pięści  Sama porozmawiam z tym idiotą.
 Kogo nazywasz idiotą, idiotko?
 Cóż za cięta riposta. Nie spodziewałam się takiej. Aż nie wiem co odpowiedzieć - zakpiła Granger.
 Mówię prostymi słowami, żeby twój głupi chłoptaś zrozumiał.
 On jest inteligentniejszy od ciebie, wierz mi - mruknęła szatynka, ściskając dłoń Harry'ego i tym samym, dając mu do zrozumienia, żeby się nie odzywał i nie pogarszał sytuacji.  Poza tym jest lepiej wychowany i wie, że się puka do drzwi.
 O pukaniu to on ma zdecydowanie większe pojęcie niż ja, wierzę.
 Nie bądź bezczelny!
 Kto tutaj jest bezczelny? Bo na pewno nie ja!
 Tak, właśnie ty. Jesteś nadęty i uważasz, że wszystko ci się należy i każde przewinienie ujdzie ci na sucho. Skoro chcesz wojny, będziesz ją miał!
 Kto tu mówi o wojnie? Zresztą co może o niej wiedzieć taka dziewczynka jak ty? Dla ciebie wojna to kilka 'pif puf' i nic więcej.
 Dobrze wiesz co mam na myśli i nie udawaj tutaj głupiego. Nie dam się sprowokować.
 Ja cie nie prowokuję. Tylko mówię jak jest. Ale skoro nalegasz, dobrze. Szykuj się kobieto.
I wyszedł, po prostu wyszedł, łopocąc swoimi szatami, a oni zostali na środku pokoju, nie wiedząc czy to co się wydarzyło przed chwilą, było prawdziwe.


****

Powiem szczerze, że Wasze komentarze mnie uskrzydliły i zachęciły do dalszego prowadzenia tego bloga. Miałam go zawiesić, nawet myślałam o skasowaniu, ale dzieki Wam wróciłam. Mimo, że znalazłam pod postem tylko trzy komentarze, to były one szczere i miłe. Dziękuję!